I wtedy miały rację. Tyle, że jak ktoś za bardzo posłuchał to dzisiaj może mieć problem. Bo na przykład pozbył się samochodu i jest skazany na taksówki albo autobusy, gdy musi się przemieścić, a jednak takie osoby są w Polsce.
Dużo gorzej jest z przyzwyczajeniami. Dowiedziałem się, że w jednej z wiosek sąsiedzi odwiedzają się by pocieszyć na czas zarazy, a w innej ksiądz staruszek spotkał się z radą parafialną, by ją pocieszyć. W sumie nawet trudno na tych ludzi być jakoś strasznie złym, ale ich zachowanie jest po prostu koszmarnie szkodliwe. Z czego to wynika?
Z przyzwyczajeń i doktrynerstwa. Rower jest lepszy od samochodu, teatr od telewizora, sklepy muszą być czynne, a ludzie muszą kupować by napędzać gospodarkę. To wszystko jedni lub drudzy ogłaszali z mocą teologicznego kanonu. Kto wsiądzie do samochodu ten popełnia miejski grzech. A jak coś jest świętym kanonem to nie można go zmienić.
To czego nas – także wielu dziennikarzy i polityków – powinien nauczyć ten kryzys, to to, że nie ma takich wiecznych zasad. Czasem lepszy jest rower, o ile nie ma epidemii, ruch jest mały, a powietrze czyste, a czasem lepszy jest samochód. A w momencie epidemii, klęski, wojny nie daj Bóg, kryzysu, wszystko się wywraca. I jeśli od jakiegoś zwierzęcia powinniśmy się dziś uczyć to chyba od kameleona. Potrafić dostosować do warunków na jakie akurat trafimy, a nie słuchać mądrości dogmatyków, którzy nie potrafią zrozumieć, że mleko albo jabłko jest owszem zdrowe, o ile ktoś akurat nie jest na nie uczulony. Wszystko zależy od sytuacji.