Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Tusk ma tylko sojuszników

2012-08-23 4:00

Po aferze Amber Gold przekonałem się, że chyba jedyną już siłą będącą w stanie zdetronizować Donalda Tuska jest on sam. Musiałoby mu się, jak Bruce'owi Wszechmogącemu, po prostu w którymś momencie znudzić, inaczej będzie tu bogiem w nieskończoność. W normalnym kraju po tylu niejasnościach związanych z funkcjonowaniem syna w publicznej, ostatecznie, spółce premier powinien przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy zawiesić swoje premierowanie. Przecież jako szef rządu jest chociażby zwierzchnikiem służb badających sprawę. Ale Tusk nie musi. Polacy już po aferze hazardowej najzwyczajniej w świecie zaakceptowali swojego premiera takim, jaki jest: nie do końca uczciwego, kiepsko rządzącego, cynicznego, ale miło uśmiechającego się z telewizora i wygadanego. Stał się częścią ich rzeczywistości. A odrzucenie go byłoby zbiorowym przyznaniem się, że wspaniałe polskie społeczeństwo było masowym klientem Amber Gold. Frajerem.

Szczególnie że do frajerstwa nie przyznają się te media, które wspierały pana premiera wiernie niczym "Prawda" Breżniewa i będą go wspierać dalej. Tygodnik "Newsweek" opublikował niedawno tekst o finansach PiS, który - rzecz jasna - z lubością cytowała "Gazeta Wyborcza", i z tych tekstów przebijał szczególnie jeden zarzut. Jarosław Kaczyński ma silną ochronę osobistą. Drażni to wyjątkowo dziennikarzy tych samych pism, które udowadniają, że wspomniany Kaczyński to nazista, Putin, zagrożenie dla demokracji, najlepiej jakby go nie było. I to mimo że dwa lata temu psychopata w Łodzi zabił innego człowieka z nienawiści do Kaczyńskiego. Nienawiści z dużą dozą prawdopodobieństwa wynikającej z medialnej histerii. Tak więc z jednej strony szczuje się na Kaczyńskiego, a z drugiej odmawia mu prawa do ochrony osobistej. Jak coś się wydarzy, to Nadredaktor znowu poleje krokodyle łzy do kamer, wzruszając się wspomnieniami z czasów opozycji, a po tygodniu jego podwładni będą dowodzić, że Kaczyński sam doprowadził do tragedii. Z takimi szwadronami za plecami Tusk naprawdę nie zginie.

Szczególnie że ma jeszcze jednego wielkiego sojusznika. Lidera PiS. Od kilku lat przypomina on maszynę służącą do ubijania bruku. Utwardza najtwardszy elektorat. W ramach tego ubijania Tuska oskarżono już o wszystkie możliwe rodzaje zdrady stanu i sugerowano jego udział w mordzie na Lechu Kaczyńskim. Czym przy tym jest jakiś tam mały nepotyzm i związki syna z podejrzaną spółką? PiS wyczerpał swój język i dzisiejszych grzeszków Tuska nie jest nawet w stanie opisać. Jak się kogoś przez lata straszy apokalipsą, to potem raczej nie zlęknie się on zmianą stawki podatku dochodowego.

Z takim zacnym zapleczem Donald Tusk nie zginie w polityce. Do wyborów ma jeszcze trzy lata. Do tego czasu podniesie się z tej, a pewnie jeszcze i kolejnych afer, poczuje jeszcze bardziej bezkarnie. Na swoich wrogach przy pomocy bezpieczniaków i wiernych lisoidów wywrze słuszną pomstę. A po nim, kto wie? Może Michał Tusk? Przecież wypromowany już jest. Teraz jeszcze trzeba z niego tylko zrobić bohatera.