"Super Express": - Koalicja PO-PSL z impetem pracuje nad nowelizacją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Jedna ze zmian ma dać możliwość obecnej koalicji obsadzenia mandatów sędziowskich, które wygasają w tym roku, jeszcze przez ten parlament. Wygląda to trochę jak zamach polityczny, żeby mieć wpływ na tę newralgiczną instytucję w razie ewentualnej utraty władzy na jesieni. Jak pan to ocenia?
Wiesław Johann: - Może zacznę od tego, że obowiązujące przepisy, które regulują pracę Trybunału Konstytucyjnego, są, w mojej ocenie, bardzo dobre i w pełni oddają rolę, jaką w systemie demokratycznym powinien on spełniać. Trochę więc nie rozumiem, po co je zmieniać. Tym bardziej że o zmiany występował pan prezydent w 2013 roku. Przez dwa lata nic się nie działo w tej sprawie, a tu nagle następuje jakieś niezrozumiałe przyspieszenie. Do tych zmian jeszcze wrócimy. Co do zarzutu o zamach polityczny.
- Nie obawia się go pan?
- Być może miałem to szczęście, że akurat byłem w tym składzie trybunału, w którym miałem okazję pracy z osobami na bardzo wysokim poziomie zawodowym i intelektualnym, ale przede wszystkim z ludźmi, dla których TK był powołany przede wszystkim po to, żeby eliminować z porządku prawnego wadliwe przepisy. Nawet moi koledzy, którzy byli rekomendowani przez SLD, zachowywali się w sposób wzbudzający moje uznanie. W czasie swojej pracy w trybunale tego nie czułem, ale być może są tacy sędziowie, którzy czują się zobowiązani wobec opcji politycznej desygnującej ich do pracy w tym szacownym gronie. Mówiąc jednak szczerze, nie upatrywałbym specjalnego niebezpieczeństwa w upolitycznieniu TK.
- Trochę mi te zakusy PO i PSL, aby nominować jak najwięcej sędziów w momencie, kiedy oni mają władzę, przypominają działania Viktora Orbana na Węgrzech. On wydłużył kadencje sędziów tamtejszego odpowiednika TK, żeby nawet po utracie władzy jego ludzie wpływali na rzeczywistość. Odebrano to jako niedemokratyczne.
- Być może, ale tak daleko bym jednak nie sięgał. Mimo wszystko cały czas wierzę w istotę tej instytucji. Moje doświadczenie podpowiada, że wszyscy sędziowie pracowali wyłącznie nad tym, by eliminować wadliwe przepisy. Oczywiście, intencje polityków mogą być jednoznaczne i zapewne takie są, ale mnie martwi inna zmiana, którą rządzący chcą zapisać w ustawie o TK.
- Co takiego?
- Chodzi o wprowadzenie mechanizmu zawieszenia prezydenta w sprawowaniu jego funkcji. Marszałek Sejmu otrzymuje kompetencje do złożenia do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o zawieszenie prezydentury z powodu jakichś przeszkód w sprawowaniu funkcji. Przepis nowelizacji jest zbyt ogólny, zbyt nieprecyzyjny. Przepisy, szczególnie w tak ważnych sprawach, powinny być tworzone zgodnie z regułą tzw. przyzwoitej legislacji, a to oznacza przede wszystkim określoność i jasność prawa. Zawieszenie prezydentury to zbyt newralgiczna sprawa, by można ją było pozostawić takiej niedookreśloności. Uważam, że ten rozdział ustawy o TK nie może funkcjonować, bo jest ewidentnie niezgodny z konstytucją.
- Niepokoi mnie jeszcze jedna kwestia - kryteria wyboru sędziów TK. Zgodnie z nowelizacją wystarczy być magistrem prawa i mieć staż w instytucji zajmującej się stanowieniem prawa. Trochę stworzono ten przepis pod kątem naszych parlamentarzystów, a ich obecności w tej instytucji należy się chyba bać. Stanowią prawo, które TK musi zbyt często naprawiać. Czy to nie grozi nam jeszcze większym zalewem bubli prawnych?
- Dotychczasowe kryteria były wystarczające i nie ma potrzeby ich obniżania. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Trybunał Konstytucyjny musi mieć w swoim składzie bardzo dobrych teoretyków prawa, by uważnie patrzeć na ręce praktykom. Stworzenie szansy, by parlamentarzyści mogli trafiać do tej najważniejszej z punktu widzenia stanowienia prawa instytucji, mogłoby być ze szkodą dla niej i dla jakości prawa w naszym kraju z tych względów, na które pan wskazał.
Zobacz też: Duda odebrał akt wyboru na prezydenta!