"Super Express": - "Wprost" publikuje nowe taśmy, których bohaterem jest tym razem Roman Giertych. Były lider LPR, dziś adwokat bliski najważniejszym politykom PO, zapowiedział już pozew przeciwko tygodnikowi i doniesienie na jego dziennikarza Piotra Nisztora. Ma rację i szansę na wygraną?
Wiesław Johann: - Cóż, jest prawnikiem i adwokatem, ma swoje przesłanki, żeby z pozwem i doniesieniem do prokuratury wystąpić. Jest oczywiście kwestia tego, na jakie przesłanki będzie się w pozwie powoływał.
- Uważa, że został nagrany nielegalnie, naruszono jego prywatność i tajemnicę adwokacką, bo w rozmowie miał reprezentować interesy osób trzecich.
- Rozumiem, że sposób, w jaki ta rozmowa została nagrana i że została upubliczniona, budzi jego sprzeciw. Ale czy ma wystarczające podstawy do dochodzenia roszczeń? Oczywiście nikt nie ma prawa ingerować w prywatność, co jest dobrem w polskim prawie bardzo dobrze chronionym.
- Tylko czy jeszcze w tym wypadku możemy mówić o absolutnej ochronie prywatności? Czy większą przesłanką nie będzie tu działanie dla dobra publicznego? Dla "Wprost" te taśmy są dowodem na tworzenie grupy ludzi szantażujących biznesmenów.
- W tym przypadku te dwa dobra będą ważone i zostanie wskazane, co powinno być silnej chronione - czy interes publiczny polegający na ujawnianiu patologii poprzez publikację prasową, czy prawo prywatności, która takimi taśmami może być zagrożona. Uważam, że nie w każdym przypadku muszę pędzić do sądu, kiedy moja prywatność jest naruszona. Trzeba dokładnie rozważyć, jakie to będzie miało konsekwencje.
- Proces może się Giertychowi po prostu nie opłacić?
- W tym wypadku proces będzie polegał na tym, że dziennikarze będą musieli bronić swoich racji, Roman Giertych będzie atakował, a cały materiał dowodowy będzie docierał do opinii publicznej. Nie wyobrażam sobie, że kolejne ujawniane szczegóły będą szczególnie korzystne z punktu widzenia pana Giertycha. Jeszcze w czasach swojej adwokatury przestrzegałem ludzi, w imieniu których występowałem, żeby rozważyli, czy rzeczywiście jest sens upubliczniania pewnych faktów. Być może panu Giertychowi chodzi po prostu o tani poklask i bycie w centrum uwagi. W każdym razie całe tło tej sprawy jest niesmaczne.
- Co takiego konkretnie?
- Że pan Giertych wdaje się w jakieś dziwne historie z wykupowaniem praw autorskich do książek niewygodnych dla pewnych osób. Muszę powiedzieć, że jeśli ktoś chce być poważnym politykiem, a wydaje się, że pan Giertych do takiej roli aspiruje, to nie powinien się takimi sprawami zajmować. Powinien raczej myśleć o swoim programie politycznym. Ale w przypadku pana Giertycha, w moim przekonaniu, chodzi o to, żeby po prostu przykleić się do jakiejś partii politycznej, najlepiej PO.
- W tej sprawie nie chodzi tylko o rolę Romana Giertycha, lecz jest także szerszy problem - co mogą publikować dziennikarze...
- Zawsze uważałem, że dziennikarze powinni opisywać przejawy patologii życia publicznego, a że przy okazji wkraczają w sferę chronioną? Trudno. Zawsze w takich sytuacjach będę się starał dziennikarzy usprawiedliwiać, ale muszą być przy tym rzetelni, uczciwi i dochować szczególnej staranności, opisując tego typu historie.
- Jeśli więc dziennikarz ma w ręku materiał, który powstał nawet w sposób sprzeczny z prawem, ale zawiera treści ważne z punktu widzenia interesu publicznego, to nie powinien mieć wyrzutów sumienia?
- Ależ oczywiście. Musi tylko przestrzegać przesłanek, o których wcześniej wspomniałem.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail