"Super Express": - Czym tłumaczyć spadek sprzedaży "Gazety Wyborczej" - dziennika aspirującego do miana najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce?
Prof. Wiesław Godzic: - Problem polega na tym, że zmiany na rynku prasowym skutkują spadkami sprzedaży wszystkich tytułów.
- W przypadku "Wyborczej" jest to o tyle dziwne, że w ostatnich latach spadek jest nazbyt wyraźny, a przecież żadnej konkurencji gazecie nie przybyło.
- No cóż, rzeczywiście gazeta, która nie ma konkurencji, wyjaławia się. Czasami zapomina, że powinna się rozwijać i stawać się coraz lepsza. Specyfika rynku i czytelników, którzy mają swoiste ADHD, polega na proponowaniu nieustannie czegoś nowego. "Wyborcza" musi się określić bardziej jako gazeta quasi-tabloidowa. Poważniejsze teksty powinny być publikowane w takich miejscach, jak choćby wydawany przez Angorę magazyn "Książki".
- "Gazeta Wyborcza" wyraźnie broni się jednak przed tabloidyzacją. To słowo występuje na jej łamach wyłącznie w pejoratywnym kontekście.
- Ja zawsze bronię tabloidów, gdyż uważam, że mają one ważną funkcję społeczną do wypełnienia. A tabloidyzacja, przed którą broni się "Wyborcza", nie musi oznaczać, że jej dziennikarze będą pisać o krwi i gwałtach. Polega ona raczej na określonym stosunku do odbiorcy, który polega na zaskakiwaniu, uwikłaniu czy wręcz narzucaniu pewnego sposobu myślenia. Żadne medium nie jest od tego wolne, także sama "Gazeta Wyborcza". Ale ona nie chce tego nazwać po imieniu, ponieważ za wszelką cenę próbuje się odróżniać i wyróżniać. Jej redaktorzy muszą wiedzieć, że to znak naszych czasów. Ja bym się raczej zastanawiał, jak wykorzystać silny emocjonalny związek, który z czytelnikiem tworzy tabloid.
- Trochę pokory?
- Życząc dobrze "Wyborczej", która nadal jest moją gazetą, apeluję, żeby nie pluć na tabloidy, ale spuścić trochę z tonu i wykorzystywać tę metodę wiązania emocjonalnego, która dla mojego pokolenia była wobec tego dziennika oczywista.
- "Wyborcza" to też medium, które budzi najwięcej emocji. Chyba żadna inna gazeta nie jest obiektem takich ataków i bojkotów. Z czego to wynika?
- Z tego, że jest najbardziej wpływowa, a wielkich zawsze się bije.
- Ataki na ten dziennik wyglądają trochę jak element wojny partyjnej. Wynika to z faktu, że jest ona środowiskiem politycznym ubranym w szaty gazety?
- Zawsze się nad tym zastanawiałem. W zasadzie "Wyborcza" jest pluralistyczna, ale tylko do pewnych granic. Życzyłbym jej, żeby bardzo głęboko przemyślała tę sprawę i otworzyła się jeszcze bardziej na inne głosy.
- Nie wydaje się panu, że wielu czytelników może irytować często mentorski ton obecny na łamach?
- Jest rzeczywiście tak, że "Wyborcza" wie najlepiej, jak postępować i co myśleć, a to musi razić. Szczególnie, kiedy mówią to ludzie w średnim wieku. Właśnie przeciwko temu pokolenie Ziemkiewicza i innych występuje.
- Nie dziwi pana, że "Wyborcza" wiedzie prym w pozywaniu różnych postaci życia publicznego za krytyczne uwagi pod jej adresem? Regułą jest raczej, że to urażeni przez media idą do sądu walczyć o dobre imię.
- Taka strategia jest zawsze wyrazem słabości. Zwykle gazeta albo nie zwraca na taką krytykę uwagi, albo dyskutuje z nimi na swoich łamach. Rozumiem, że jest pewna granica. Jeśli nazwie się kogoś spadkobiercą Komunistycznej Partii Polski, można poczuć się urażonym. Używanie drogi sądowej w nadmiarze świadczy jednak o niewierze we własne możliwości oddziaływania. Zawieszamy umiejętności dziennikarskie na kołek i idziemy się procesować.
Prof. Wiesław Godzic
Medioznawca i socjolog