"Super Express": - Jak pan patrzy na ostatnią wymianę uprzejmości między Kaczyńskim a Ziobrą?
Wiesław Gałązka: - To była groteska. Nasi politycy wyjątkowo często używają środków, które mają poniżyć przeciwników. (Pamiętamy, jak Kaczyński wysyłał Ziobrę na zesłanie, każąc mu się uczyć angielskiego). To pozostawia w nich trwały ślad, którego nie zetrą słowa o wzajemnym zapominaniu "tego, co złe". A elektorat na to wszystko patrzy i obecną atmosferę fałszu i nieufności traktuje jako naturalny i istotny element polityki.
- Który z liderów wygrał wizerunkowo?
- Bez wątpienia Kaczyński. Pokazał, że jest liderem na prawicy i nikt nie jest w stanie mu zaszkodzić. Potraktował Ziobrę poufale, jak szczeniaka, mówiąc do niego per "Zbyszku". A ten miał kłopot nie tylko z drżącym głosem, ale i z refleksem.
- Sytuacja mu niezbyt sprzyjała, bo to jego wywołano do tablicy.
- To prawda. Trudno, żeby polemizował z Kaczyńskim w obliczu rozemocjonowanego tłumu, na dodatek skandującego: "Ja-ro-sław, Ja-ro-sław!". Gdyby Ziobro odpowiedział, że to prezes go wyrzucił z PiS, to by znaczyło, że - wbrew temu, co powiedział - nie chce iść razem, a przecież wszyscy tam zebrali się we wspólnym celu.
- Lepiej by zrobił, nie odpowiadając na zaczepkę?
- Wiadomo, że dobra improwizacja to improwizacja dobrze przygotowana. Taka jak Kaczyńskiego. Ziobro odpowiedział, ale nie wiadomo komu, bo prezes już odjechał. Skoro już jednak się zdecydował, to powinien był mówić wolniej i ciszej. Wypadłby bardziej po męsku. To jego pokrzykiwanie cieniutkim głosikiem było dosyć żałosne.
- Jakby zapomniał, że dzielą go i Kaczyńskiego jako polityków różne predyspozycje?
- Otóż to. Kaczyński jest bardzo dobrym mówcą wiecowym. To trybun ludowy. Choć ma głos dość skrzekliwy, a jego retoryka nie jest dla wszystkich zrozumiała, to mówi bardzo zdecydowanie i jasno, czym porywa za sobą tłumy. Ziobro jest politykiem bardziej współczesnym. Lepiej odnajduje się w mediach, jak np. na słynnej konferencji w sprawie Mirosława G. Wtedy był szeryfem, bo świecił światłem odbitym prezesa. Teraz, gdy już nie nosi "kolta", nikomu nie jest w stanie pogrozić.
- A w wymiarze politycznym to nie była dla Solidarnej Polski czarna sobota i początek końca?
- Nie. Ziobro przegrałby z kretesem, gdyby powrócił do PiS. No chyba że prezes powie mu: "Kochajmy się", jak w "Panu Tadeuszu", i zaproponuje fotel wiceprezesa. Znamy jednak pamięć prezesa i wiemy, że po chwilowym ciepłym przyjęciu potrafi skruszonych rozłamowców traktować bezlitośnie i z góry.
- Na demonstrację przyszło ok. 20 tysięcy ludzi. Pamięta pan drugą tak liczną po 1989 roku?
- Nie. Ta była z pewnością jedną z najliczniejszych. Powinna też dać do myślenia Platformie, która znów - tak jak podczas rocznicy katastrofy smoleńskiej - dała sobie odebrać inicjatywę informacyjną. Dlatego teraz w mediach dominuje PiS i jego przekaz o tym, że KRRiT jest na usługach politycznych i dąży do zniszczenia ostatniego bastionu patriotyzmu w Polsce. Kaczyński dał jednocześnie dwa prztyczki - Platformie i Ziobrze. Jest mistrzem politycznej manipulacji.
Wiesław Gałązka
Specjalista ds. wizerunku, wykładowca DSW