"Super Express":- Gazeta, którą pan kieruje, opublikowała artykuł poświęcony tragedii z 10 kwietnia zatytułowany: "To był zamach". Czy chce pan być guru polskich oszołomów?
Tomasz Sakiewicz: - Tytuł wynika z opinii dwóch wybitnych ekspertów od katastrof lotniczych. Z czego jeden specjalizuje się w zagadnieniach wojny radioelektronicznej - a właśnie zakłócenie sygnału satelitarnego rozpatrują jako przyczynę tragicznego zdarzenia. Pytanie o to, dlaczego zacytowaliśmy opinię renomowanych ekspertów - a już szczególnie zdziwienie, jakie przy tym towarzyszy większości komentatorów - świadczy, że jesteśmy nie w tej części Europy, w której powinniśmy być. Przecież jeżeli dziennikarz słyszy ciekawą opinię od wiarygodnej osoby, to jego zadaniem jest jej przekazanie. Nawet nie musi się z nią zgadzać.
- Z ciekawości więc zapytam: a pan się z nią zgadza? Wierzy pan w spisek?
- Najpierw ustalmy, co to jest spiskowa wizja świata w świetle logiki. Otóż jest to dawanie wiary teorii niepopartej żadnymi faktami. Przykładem jest opinia, że prezydent miał jakikolwiek wpływ na sposób lądowania pilotów. Ta spiskowa wizja opanowała zdecydowaną większość polskich i rosyjskich mediów.
- Gdyby prezydent ingerował w kompetencje pilotów, świadczyłoby to nie o spisku, tylko o nieodpowiedzialności.
- Po pierwsze, nikt nie podał dowodu, ani nawet poszlaki, że było właśnie tak. Nie ma nawet przekonującego dowodu na to, że to piloci byli winni. A mimo to utworzono ciąg logiczny bez dowodów, że piloci rozbili samolot na polecenie prezydenta. Przypominam też fantastyczne teorie z pierwszych stron "najpoważniejszych" gazet, że obecność generała Błasika w kabinie świadczy o naciskach oficjeli. To nie jest dziennikarstwo, to jest sposób rozumowania osób ogarniętych paranoją. Niechęć do prezydenta powoduje, że fakty w ogóle nie są istotne w tej sprawie. Za dowód ma wystarczać niechęć do prezydenta.
- Poszlaką jest zachowanie prezydenta podczas lotu do Gruzji, gdy polemizował z decyzją załogi co do miejsca lądowania.
- Sposób udowadniania przez analogie jest niezwykle słaby. To tak jakby powiedzieć, że ten kto zabił Kennedy'ego, mógł planować też zamach na papieża.
- Eksperci, na których powołuje się "Gazeta Polska", nie widzieli materiałów, na których pracuje komisja. Czy pana gazeta nie zachowuje się tak jak te media, którym zarzuca pan stronniczość? Wydajecie werdykt przed zakończeniem prac...
- Na to, że będziemy skazani na opinie ekspertów, którzy nie widzieli materiałów, naraził nas polski rząd. Bo podjął decyzję, że wszystko znajduje się w rękach Rosjan, czyli strony, która z różnych powodów może mieć interes w przekłamaniu wyników śledztwa. Delegacja znajdowała się w rosyjskim samolocie chwilę wcześniej remontowanym w Rosji, prowadzonym do lądowania przez rosyjskiego kontrolera z rosyjskiego lotniska.
- Ta czterokrotna rosyjskość nie jest przestępstwem.
- Ale Rosjanie będą chcieli wykluczyć swoją odpowiedzialność odnośnie do finału tego lotu. Poza tym przejęli własność państwa polskiego, jaką są czarne skrzynki. Jeżeli nie mają nic do ukrycia, to natychmiast powinni je przekazać.
- Dobrze, dwóch specjalistów podpowiedziało technologię, której można użyć do roztrzaskania samolotu, miejsce zdarzenia też jest znane. Ale gdzie motyw? Czy rosyjskim władzom zależało na tym, żeby 10 kwietnia cały świat i obywatele Rosji dowiedzieli się o celu wizyty Polaków - o Katyniu? Czy Kreml chciał, aby nielubiany przez niego przywódca, ale kończący swój urząd i niemający szans na reelekcję, odszedł jako bohater i aby depozytariusze jego testamentu politycznego zyskali szansę na powrót do władzy?
- Gratuluję panu. Podał pan dwa najmniej prawdopodobne motywy zamachu i świetnie się pan z nimi rozprawił. A ja teraz podam kilka bardziej prawdopodobnych. Otóż dlaczego pan zakłada, że to władze rosyjskie miały być zamachowcami, a nie był to wewnętrzny pucz w służbach rosyjskich? Przypominam, że kilka miesięcy przed katastrofą Putin pozbył się szefa GRU, który na pewno szczęśliwy z tego powodu nie był. Dlaczego Katyń miał być motywem? Może chodziło o Putina? Putin ma wielu przeciwników, którzy chcieliby narobić mu kłopotów. A może mieliśmy do czynienia z działaniem islamistów? Ludzi, którzy mieli motyw, jest bardzo dużo.
- W Polsce też?
- Mentalnie tak. Tylko nie są na tyle odważni. Dlatego inspiracji szukałbym poza Polską. Do strony polskiej należy mieć pretensje o to, że zdegradowano tę wizytę, więc stosunek osób ją obsługujących obniżył normy bezpieczeństwa. Kiedy w Smoleńsku lądowali Tusk i Putin, lotnisko było lepiej sprawdzone, bo były to wizyty oficjalne.
- Nie było też mgły...
- Na pewno mgła była okolicznością sprzyjającą tragedii.
- Sprzyjającą czy przesądzającą? Podobnie jak niedoszkolenie załogi...
- Załoga to profesjonaliści. Ale lecieli składakiem - rosyjskim samolotem z amerykańskimi urządzeniami. To skandal, że nie podjęto decyzji o zakupie samolotu konwencjonalnego.
- Mgła, nietypowy samolot... A "Gazeta Polska" sugeruje zamach. I to przy użyciu wyrafinowanej technologii.
- Są różne sposoby zakłócania sygnału elektronicznego. Na lotnisku nie działała jedna z radiolatarni. Uszkodzić ją można chociażby łopatą. Poza tym w 1986 r. południowoafrykańskie służby specjalne strąciły samolot sowieckiej konstrukcji, zakłócając sygnał satelitarny. Coś, co było możliwe 24 lata temu, dziś pewnie jest znacznie prostsze.
Tomasz Sakiewicz
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej"