Co zabiło życie w Odrze?
Dlaczego doszło do skażenia? Nie wiadomo. Choć nie ma co się czarować - za takimi tragediami zazwyczaj stoi chciwość. Odpady taniej spuścić do rzeki, niż utylizować. Menedżerów rozlicza się za zyski, a nie za to, czy szkodzą środowisku. Historia kapitalizmu jest usiana katastrofami ekologicznymi. Jeśli państwo nie stoi na straży czystej wody, powietrza, lasów - logika systemu zamienia to, co wspólne, to czego nie da się sprzedać, w cuchnący śmietnik. Bhopal czy Minamata dawno pokazały, że jeśli biznesowi nie nałoży się uzdy, to nie tylko przyroda, ale też ludzkie życie i zdrowie schodzą na drugi plan. Wydawałoby się, że w 2022 roku to wiedza powszechna. A jednak w wielu miejscach, w wielu instytucjach w Polsce ciągle słychać tę samą melodię: wicie-rozumicie, nie można rzucać naszym przedsiębiorcom kłód pod nogi, po co im przeszkadzać tymi kontrolami toksyczności?
Że wiele firm traktuje polskie rzeki jak bezpłatny śmietnik - to niestety nie nowość. Co robi z tym władza? Ile w tym roku przeprowadzono kontroli na skażonym odcinku Odry? Ile nielegalnych wylotów ścieków zlokalizowano? Czy wszędzie przeprowadzano badania na obecność substancji toksyczności? Przynajmniej od czasu zatrucia Baryczy wiadomo, że ten nadzór źle działa. Mam nadzieję, że tym razem pytania, które zadała ministerstwu posłanka Gosek-Popiolek, doczekają się odpowiedzi.
O tym, co doprowadziło do katastrofy, będzie jeszcze czas rozmawiać. Są natomiast sprawy, które czekać nie mogą. Mamy lato, ludzie kąpią się w rzece, chodzą na ryby albo na spacery nad wodę ze zwierzakami. Dlaczego przez tyle dni nie wydano decyzji o zakazie korzystania z wody Odry, w tym kąpieli? Dlaczego ludzie nie dostali informacji o zagrożeniu zdrowia? Jak można było przez tyle czasu nie rozesłać alertów RCB?! Tego, muszę przyznać, nie potrafię pojąć...