Po zadymie związanej z wywiadem, którego udzielił były już szef MSZ Jacek Czaputowicz "Rzeczpospolitej", bardzo uaktywnił się duet Beata Szydło-Witold Waszczykowski (CZYTAJ TUTAJ). Obydwoje jednak poszli jeszcze dalej - Szydło ostro odpowiedziała na jeden z nieprzychylnych jej artykułów i zrobiła się afera na całe Brzeszcze (ZOBACZ TU). Waszczykowski natomiast - jak na rasowego dyplomatę przystało - skupił się na sprawach zagranicznych. Przy okazji uderzył w Donalda Tuska, w którego rządzie był kiedyś wiceministrem. To historyczna chwila - chodzi bowiem o sprawy ważne dla całej Europy. - Przyznał się! Mówiłem już w 2016, że Łukaszenka proponował przystąpienie Polski do procesu pokojowego ws Ukrainy. Tusk odmówił. To dlatego nie ma Polski w procesie mińskim. Nie Unia, nie Ukraina, a Tusk wykluczył Polskę z rozwiązywania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego -stwierdził Waszczykowski. Skąd ten wniosek?
Były minister spraw zagranicznych odniósł się do wywiadu, którego Tusk udzielił Onetowi. Opisywana historia wydarzyła się w 2014 roku. - Pamiętam, nie mówiłem o tym wcześniej, takie zdarzenie, kiedy Mińsk zaangażował się w coś w rodzaju pośrednictwa pomiędzy Unią Europejską, Rosją a Ukrainą w tych najgorętszych dniach kryzysu ukraińskiego - mówił Tusk. - Łukaszenko do mnie wtedy zadzwonił, byłem jeszcze premierem, i wprost zaproponował, żeby przekonać Unię, że on może być gwarantem pokojowego rozwiązania problemu ukraińskiego. I żeby wesprzeć jego pomysł białorusko-ukraińskiej unii personalnej, z nim jako prezydentem obu państw - dodał były szef rządu. - Zdawał się sugerować, że to jedyny sposób na zatrzymanie Rosji w jej agresywnych zamiarach. Nie w trosce o Ukrainę, ale z obawy przed utratą władzy. Wszyscy obawiali się wówczas, że Rosja nie poprzestanie na aneksji Krymu, a Łukaszenko bał się niekontrolowanego rozwoju wydarzeń, którego ofiarą paść mogła nie tylko Ukraina, ale też Białoruś. A to mogło oznaczać także jego koniec - ocenił Donald Tusk i dodał, że w sprawie ukraińskiej Łukaszenka "odegrał tak czy inaczej pozytywną rolę, niezależnie, jak widzimy jego motywacje". - Dzisiaj mamy do czynienia z Łukaszenką, który nie dość, że stracił ten dwuznaczny, ale jakiś mandat zaufania części Białorusinów, to przekroczył też drugą czerwoną linie - zdecydowanie skomentował Tusk.