"Super Express": - Wystarczyło, że sprawa aborcji wróciła do Sejmu, a już rozgrzała do czerwoności opinię publiczną. Po co to PiS? Czyżby uznał, że tą sprawą przykryje liczne wpadki, które ostatnimi czasy mu się przydarzyły i lepiej już przekierować uwagę na kwestie obyczajowe?
Prof. Antoni Dudek: - Nie mogę wykluczyć, że jest w tym jakaś racja - że to próba przekierowania zainteresowania na inny obszar. Nie bardzo jednak wierzę, że przyniesie to PiS jakieś korzyści.
- Czemu?
- Przede wszystkim dlatego, że nawet w tej sprawie elektorat PiS jest podzielony. Badania wskazują, że wśród wyborców tej partii przeważają zwolennicy obecnych rozwiązań w prawie aborcyjnym. Zwolennicy jego zaostrzania są jednak w mniejszości. Wydaje mi się więc, że powracając do tej sprawy, PiS politycznie na tym nie skorzysta.
- To po co PiS ta awantura?
- Bardziej bym to tłumaczył naciskiem episkopatu, który ostatnio w tej sprawie wykonał pewne ruchy. Pytanie, czy w ogóle projekt zaostrzający prawo aborcyjne wejdzie w życie. Nie wykluczam, że będziemy tu mieli do czynienia z ostrożnością legislacyjną i sprawa może się jeszcze długo ciągnąć.
- Nie chodzi o gonienie króliczka, którego nie chce się złapać? PiS robi jakiś gest wobec bardziej radykalnego elektoratu, żeby pokazać, że tej sprawy jednak nie lekceważy. Ale na razie dalsze prace zostały wstrzymane.
- Też jestem takiego zdania. Prezes Kaczyński co prawda mówił, że jest przeciwnikiem tzw. aborcji eugenicznej, ale od bycia przeciwnikiem do forsowania wprowadzenia jej zakazu jeszcze długa droga. Przypomnijmy zresztą jego konflikt z Markiem Jurkiem, który za poprzednich rządów PiS forsował zakaz aborcji.
- O, ale to był inny, mniej radykalny PiS.
- Oczywiście sytuacja jest dziś inna. PiS ma samodzielną większość i gdyby prezes chciał, to zakaz aborcji przeforsowałby w ciągu 24 godzin, jak już mu się to w tej kadencji zdarzało przy okazji innych ustaw. Wygląda na to, że Jarosław Kaczyński z jakichś powodów tego nie chce. Pozwolił procedować projekt zaostrzający prawo aborcyjne, ale raczej nie doczekamy się żadnych konkluzji w tej sprawie.
- Ryzyko protestów jednak wkalkulował w ten proces? Sprzeciw wobec zakazu aborcji potrafi być jednak dość efektowny i jak pokazał pierwszy czarny protest, skuteczny politycznie.
- Warto będzie się dziś przyglądać frekwencji na protestach przeciwko zakazowi aborcji. Nie można wykluczyć, że jest to forma przetestowania przez PiS, jaki opór społeczny budzi dziś ta sprawa i na ile strona przeciwna jest w stanie zmobilizować ludzi. Jeśli okaże się, że demonstracje nie będą liczne, to kierownictwo PiS może uznać, że warto ten projekt przeforsować.
- Strona konserwatywna oburza się, że przeciwnicy zakazu pikietują, a nawet szturmują kurię, żeby zademonstrować swoją niezgodę na niego. Radykalizacja nastrojów po stronie lewicowo-liberalnej może pomóc PiS?
- Oczywiście, gdyby doszło do fizycznych ataków na biskupów, to z całą pewnością nie zyskałoby to aprobaty społecznej. Natomiast to, że jacyś demonstranci weszli do kurii i tam pokrzyczeli, poza jakąś wąską grupą klerykalnej opinii publicznej raczej nie zbulwersuje. Kuria nie jest miejscem świętym, ale po prostu urzędem kościelnym. Co innego profanacja kościoła, a co innego grupka ludzi, która pokrzyczała, ale jak rozumiem, niczego w kurii nie zniszczyła. Wyrazili swoje oburzenie i tyle. Żyjemy w wolnym kraju i jeśli Kościół zajmuje stanowcze stanowisko, musi się liczyć z protestami tych, którzy się z nim nie zgadzają.
Zobacz: Czarny Piątek 2018 - Warszawa. Uwaga na utrudnienia w komunikacji