"Super Express": - Związki syna premiera Tuska z właścicielem Amber Gold zaszkodzą szefowi rządu i PO czy nie?
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: - Nie mam aż takiej wiedzy o sprawie obu Tusków. Nie wierzę jednak, żeby w połączeniu z ostatnimi informacjami mediów o nepotyzmie i kolesiostwie w Platformie czy PSL premier nie miał z tym problemu. Kiedy coś staje się tematem numer jeden, politycy nie mogą tego już przemilczeć. Muszą się podporządkować pewnemu żądaniu społecznemu albo bardzo ucierpią.
- Powiedzmy, że w tej samej sytuacji znalazł się premier rządu któregoś z krajów zachodnich. Zaszkodziłoby to mu?
- Wysokie standardy potrafią oddzielić to, co robią członkowie rodziny, od samych polityków. Tak bywa w Stanach, krajach Beneluksu, Skandynawii czy Niemczech. Tyle że to rozdzielenie musi być bardzo wyraźne. Co innego, gdy okazuje się, że np. amerykański prezydent czy senator wie i przyzwala na jakąś działalność członków swoich rodzin. I taka wiedza, a tym bardziej przyzwalanie, mogłyby być zgubne politycznie, ale także prawnie. To w Polsce jest tak, że jak coś jest dozwolone prawem, to jest dopuszczalne. W wielu krajach etyka jest jednak stawiana wyżej.
- Podobno Donald Tusk wiedział o pracy syna u właściciela Amber Gold i OLT. Zrobił mu awanturę w tej sprawie...
- Słyszałem o tej awanturze chyba raz i nie mam o niej żadnej wiedzy. Powiem tak - istotne są te dwa słowa: wiedza i przyzwolenie. Przy czym, np. w warunkach USA, wiedza bez podjęcia skutecznej interwencji jest de facto przyzwoleniem.
- Donald Tusk przybierał bardzo pryncypialne pozy, kiedy wybuchła sprawa taśm PSL. Podkreślał, że wicepremier Pawlak obiecał załatwienie sprawy pracy syna ministra rolnictwa. Pojawiło się pytanie, gdzie właściwie pracują dzieci premiera. I wybuchło. Sam wszedł na minę?
- To wybuchło już wcześniej. Problem korupcji i nepotyzmu istniał i domagał się coraz natarczywiej podjęcia go przez media i instytucje publiczne. Taśmy PSL nie tyle wyzwoliły sprawę, co postawiły w centrum uwagi. Jak chyba nigdy dotąd.
- Zrezygnował pan z "wchodzącego" miejsca na listach Platformy w wyborach z 2010 roku, podkreślając polityczne dzielenie łupów w samorządach, nepotyzm i kolesiostwo. Jak widać, niespecjalnie ich to przejęło.
- To jest dowód na to, że gdyby nie te taśmy, to byłoby co innego. To zjawisko wzbierało jak woda. Musiało przerwać wały i się rozlać. Nie teraz, to trochę później.
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas
Politolog, Uczelnia Vistula