Kiedy trzy lata temu, po karkołomnym sojuszu z Kaczyńskimi, zniknął z głównej sceny politycznej, było jasne, że nie pożegnał się z aspiracjami dotyczącymi tej sfery życia. Najpierw zaczął się krótki flirt Giertycha z Platformą w Telewizji Polskiej, niepisana koalicja pod wodzą prezesa Farfała. Teraz Giertych zdaje się - chcący czy niechcący - wspomagać PO wypowiedzią o zbieraniu haków przez Kaczyńskich. To chyba trochę za mało, żeby zmienić wizerunek kojarzący się między innymi z Młodzieżą Wszechpolską. A jednak jeden z filarów PO, Jarosław Gowin, chwali już Giertycha, publicznie mówiąc, że jego poglądy przeszły ewolucję i że nie jest już radykałem.
Grzegorz Schetyna niby ostrożnie, ale jednak zachęcająco o ewentualnym wstąpieniu Giertycha do PO mówi, że w polityce nigdy nie mówi się nigdy. Ale wczoraj inny polityk PO, Antoni Mężydło, w "Rzeczpospolitej" nie zostawia na Giertychu suchej nitki. Nazywa go kiepskim politykiem i prawnikiem, uważa, że minął się z prawdą, mówiąc o zbieraniu haków przez Kaczyńskiego. Wprost wali, że lider Ligi Polskich Rodzin do PO się nadaje jak pięść do nosa i że przyjęcie go w szeregi partii rządzącej byłoby niewybaczalnym błędem. Ma więc Platforma wewnętrzny problem z Giertychem. Mnie zastanawia jedno, jak głęboko wierzącym trzeba być człowiekiem, żeby uwierzyć w ewolucję poglądów lidera LPR?