Dobre wiadomości
2033 rok - wtedy rozpocznie pracę reaktor w Choczewie. Polską elektrownię atomową postawimy na technologii amerykańskiej. Kolejną najprawdopodobniej zbudują nam Koreańczycy.
Można oczywiście rozdzielać włos na czworo, zastanawiać się, czy amerykańska oferta jest lepsza od francuskiej czy koreańskiej. Można - a wręcz należy! - mieć pretensje do PiSu i do PO o to, że budowa ruszy tak późno. Gdyby nie lenistwo najpierw jednej, a później drugiej ekipy, elektrownia byłaby już na finiszu. Ale najważniejsze jest to, żeby budowa w końcu ruszyła.
Nie ma dziś większego wyzwania niż klimat i transformacja energetyczna. Emitujemy za dużo CO2, nasza energetyka jest przestarzała i powoli się sypie. Wbrew rojeniom części prawicy, nie da się dalej opierać gospodarki na węglu. Nie ma też co opowiadać bajek o Polsce stojącej w 100% na OZE. Technologia magazynowania energii, która by na to pozwoliła, na razie nie istnieje. Potrzebujemy stabilnej, niskoemisyjnej bazy systemu. Atom to jedyna realistyczna odpowiedź na pytanie, jak to zrobić.
Warto docenić, że budowę elektrowni jądrowej popiera znaczna większość Polaków. Lobby węglowe poniosło propagandową porażkę, podobnie jak siewcy antynaukowych bzdur. To też dobra wiadomość dla naszego kraju i dla planety.
Na stole leżą finalne umowy. Uważam, że rząd powinien je skonsultować z partiami opozycyjnymi. Powiedziałbym zresztą to samo, gdyby dziś PiS był w opozycji. Elektrownie będą budowane przez dwie dekady. Nie ma większego znaczenia, czy odpowiednią uchwałę podpisuje Mateusz Morawiecki, czy inny polityk. Zjednoczona Prawica powoli żegna się z władzą, w praktyce to nie oni będą tę elektrownię budować. Rządy Morawieckiego i Kaczyńskiego będą bladym wspomnieniem, kiedy zaczniemy korzystać z energii jądrowej. Odpowiedzialność za utrzymanie programu jądrowego będzie wspólna.
W mijającym tygodniu to nie jedyna dobra informacja. Brazylijczycy pogonili wreszcie skrajnie prawicowego fanatyka Bolsonaro. W wyborach prezydenckich zwyciężył socjalista, Lula da Silva. Na te wybory patrzył cały świat. Nie tylko dlatego, że Brazylia to wielki kraj, w którym mieszka ponad 200 mln ludzi. Lula obiecał politykę bardziej prospołeczną, ale też - a może przede wszystkim - zatrzymanie wycinki Puszczy Amazońskiej. Bolsonaro za nic miał klimat i przyszłość planety. Zielone płuca Ziemi znikały w zastraszającym tempie. Rządy Luli to szansa, żeby to barbarzyństwo zatrzymać.
Brazylijskie lasy to nie tylko sprawa Brazylii. Polskie elektrownie jądrowe, które pozwolą nam w końcu odejść od węgla, to nie tylko sprawa Polski. To sprawy większe niż rządy tej czy innej ekipy. Dla przyszłych pokoleń to będą być może najważniejsze wiadomości z tego roku. Dla odmiany, są to w końcu dobre wiadomości.