Stuhr za kółkiem, plemiona w klinczu
Jestem chyba jednym z ostatnich komentatorów, którzy nie wypowiedzieli się na temat kolizji z udziałem Jerzego Stuhra, który to – wedle relacji – miał mieć we krwi alkoholu na tyle dużo, że zgodnie z polskim prawem, prowadząc, popełnił już przestępstwo (czyli powyżej 0,5 promila). Korzystam więc z okazji, by czym prędzej ten straszny błąd naprawić.
Najpierw przypomnę dla porządku, że histeryczna kampania, która robi z „pijanych kierowców” pierwszorzędny problem, nie ma żadnego uzasadnienia. Raz, że powodują oni ułamek ogólnej liczby wypadków. Dwa, że definicja „pijanego kierowcy” jest całkowicie arbitralna. Pan Stuhr, mając 0,7 promila alkoholu we krwi, mógłby całkowicie legalnie prowadzić samochód np. na Bahamach, w Panamie, Hondurasie, Wenezueli, Malezji, Singapurze czy Liechtensteinie.
Samo zdarzenie zostało oczywiście natychmiast ochoczo upolitycznione przez kibiców obu stron. „O, proszę, członek elitki się uchlał i prowadził! Myśli, że mu więcej wolno!” – podnieśli raban jedni. „Wielki aktor, wybitna postać, czepiają się człowieka, a może to w ogóle ustawka za bohaterską postawę jego syna, obrońcy demokracji!” – kontrowali drudzy.
Policja nie potwierdziła pierwszej wersji o ucieczce z miejsca zdarzenia, czym bardzo ekscytowali się prorządowi kibice. Sam aktor wydał oświadczenie bardzo oszczędne w słowach, nie próbując zaprzeczać temu, co się stało.
Co ja o tym myślę? Myślę, że nie ma się kompletnie czym ekscytować. Można być znakomitym aktorem – a za takiego uważam Jerzego Stuhra – a wygadywać głupoty kompletne, jeśli mówi się własnym tekstem, albo popełniać w życiu prywatnym koszmarne błędy, czasami dramatyczne w skutkach. To się nie tylko zdarza, lecz wręcz jest częste. Nie tylko w Polsce. I nie ma tu żadnej korelacji z zapatrywaniami politycznymi danej osoby.
Jerzy Stuhr nie kręci, nie wykręca się, ma chyba świadomość konsekwencji. W dobrze działającym państwie nie ma różnicy, czy jest się zwykłym Kowalskim, celebrytą czy politykiem – sąd powinien podejść do sprawy identycznie i miejmy nadzieję, że tu się tak stanie. Zarazem przypominam, że w przypadku pana Stuhra, dokładnie tak jak w przypadku każdego innego oskarżonego, sąd ma prawo wziąć pod uwagę niekaralność, sytuację rodzinną czy dotychczasowe zachowanie. To nie oznacza, że ktoś ma być uprzywilejowany.
Czy moglibyśmy choć raz potraktować takie wydarzenie po prostu normalnie, zamiast natychmiast wkomponowywać je w plemienne podziały?