"Super Express": - Jeszcze we wrześniu chcieliście dać możliwość głosowania przez Internet. Dziś, kiedy internauci tworzą szeroki front buntu przeciwko podpisaniu przez rząd porozumienia ACTA, nie boicie się, że to oni mogą odsunąć was od władzy?
Waldy Dzikowski: - Jeżeli strach miałby decydować o koniunkturalnym podejściu do własnych pomysłów, to byłoby dopiero przerażające. Uważamy, że Internet to przyszłość i należy coraz szerzej go wykorzystywać.
- Taka forma głosowania jeszcze niedawno mogłaby was promować jako partię - w Internecie działają głównie ludzie młodzi, czyli wasz potencjalny elektorat. Dalej promując ten pomysł, nie strzelicie sobie w stopę?
- Nie to nam przyświecało przy pracy nad tym projektem. Chodziło tylko o to, żeby poszerzyć możliwości demokratycznego głosowania.
- Mimo to przez konflikt wokół ACTA straciliście sondażowe poparcie wśród 17 proc. najmłodszych wyborców. A jeżeli pomysł internetowego głosowania wszedłby w życie, mogłoby się okazać, że ta nowa forma "wyklikałaby" was od władzy...
- Sprawa ACTA była dopiero pierwszym nieporozumieniem między rządem a internautami.
- I nie przeraża was zdolność mobilizacji przeciwko wam jako partii rządzącej?
- Przerażenie to złe słowo i kierowanie się nim w polityce to nie najlepsza cecha.
- Ale nie daje wam ten konflikt do myślenia?
- Daje do myślenia o tyle, że z ludźmi po prostu trzeba prowadzić dialog - czy to są internauci, czy jakakolwiek inna grupa społeczna.
- Jak ten dialog chcecie prowadzić? Protestujący internauci nie mają przecież struktury i liderów.
- Jeżeli rozmawiają z nami przez Internet, to my też powinniśmy dotrzeć do nich tą drogą. Mimo wszystko nikt się tej dyskusji, nawet w sieci, nie może bać.
- Nawet najgorsze sondaże i najniższe poparcie wśród młodych nie sprawią, że wycofacie się z pomysłu głosowania internetowego?
- Poważnie traktujemy swoją pracę i propozycje, które przedstawiamy. Szczególnie te, które dotyczą młodych.
Waldy Dzikowski
Poseł Platformy Obywatelskiej