Przez cztery lata PiS konsekwentnie ignorował tę grupę społeczną, rzucając raz czy dwa jakieś marne ochłapy, które w żadnym razie nie są kompleksową odpowiedzią na potrzeby osób niepełnosprawnych. Podobnie ten pański gest z niedzieli: to tylko pudrowanie trupa, jakim jest dziś polityka społeczna kierowana do tych ludzi. Co bowiem zmieni te 500 zł miesięcznie? Dla osób z najcięższym stopniem niepełnosprawności, do których mają trafić te pieniądze, to kropla w morzu potrzeb, bo i taka niepełnosprawność to „luksus”, na który stać naprawdę niewielu: poza kosztami, które ponoszą jak każdy z nas, dochodzą przecież rehabilitacje, zabiegi, specjalistyczny sprzęt itd. W zależności od rodzaju niepełnosprawności, koszty ich życia mogą sięgać astronomicznych kwot.
Przy tym wszystkim państwo pomaga niepełnosprawnym tylko w symboliczny sposób. Renta socjalna dla osoby dotkniętej niepełnosprawnością, groszowe jałmużny dla ich opiekunów czy dodatki, które na nic nie wystarczają – to obraz niemocy instytucji państwa i wstyd dla niego, że tę najbardziej wykluczoną grupę społeczną zostawia niemal samą sobie.
Z tym 500 zł dla niepełnosprawnych jest trochę jak z programem Mama 4 plus dedykowanym kobietom, które urodziły czwórkę lub więcej dzieci, ale nie wypracowały sobie minimalnej emerytury. To akcyjne i punktowe zajmowanie się złożonymi problemami społecznymi, których prosty i żałośnie niski transfer pieniężny nie rozwiąże. Oczywiście, można przekonywać, że zawsze to lepiej niż nic, ale od poważnego państwa należy oczekiwać prowadzenia poważnej polityki. A od „najbardziej prospołecznego rządu III RP” (jak sam ochrzcił się PiS) należy wymagać, że będzie tworzył kompleksową politykę dla osób niepełnosprawnych (rozszerzoną także o usługi publiczne), a nie jej tanią imitację, która może i robi wrażenie jako kiełbasa wyborcza, ale nie odpowiada na potrzeby społeczne.