Te liczby to bzdura. Zdegenerowani BOR-owcy pili lub sprzedawali alkohol, który zapisywali na konto lidera Solidarności. Tak robili z częścią tego alkoholu. Co się stało z resztą? Jest w tej sprawie coś, co musi szokować i przyprawia o ból głowy. Otóż, Wałęsa potwierdza, że w czasie internowania przyjmował od komunistów alkohol i popijał sobie. Mówi o szampanie, ponieważ lubi szampana. Mówi, że na pewno nie pił piwa, bo nie lubi piwa. W każdym razie pił w czasie internowania. Wódz Solidarności, będąc w swego rodzaju więzieniu (choć luksusowym), był obserwowany przez komunistów przez 24 godziny na dobę. Powinien zachować najwyższą czujność i jasność umysłu. Tymczasem popijał sobie alkohol przyniesiony mu przez usłużnych komuchów. Szokujące? Tak, szokujące. Tak, ta informacja o naszej narodowej legendzie podana przez wczorajszy "Super Express" musi przyprawiać o kaca.
Wałęsa pijący komunistyczny alkohol teraz spotyka się z odpowiedzialnym za mordowanie Polaków w stanie wojennym Wojciechem Jaruzelskim i mówi: "Kiedyś staliśmy po przeciwnych stronach, ale dzisiaj mamy wolną Polskę i ja zamknąłem już tamten rozdział. I dlatego warto się czasami spotkać i pogadać". To naprawdę piękne. Legenda wolnej Polski spotyka się ze zbrodniarzem i nie pamięta mu krzywd. Naprawdę piękne. Też uważam, że nawet zbrodniarzowi można wybaczyć. Jest tylko jeden szkopuł, najpierw trzeba zbrodniarza sprawiedliwie osądzić za zamordowanie choćby górników z kopalni Wujek. Zanim mu się poda rękę i podniesie kielichy z szampanem od komunisty. Nie wcześniej.