"Super Express": - Jak pan - jako jeden z przywódców Solidarności - wyobrażał sobie przyszłą transformację ustrojową w Polsce, a jak pan na nią patrzy dziś, z pozycji badacza?
Zbigniew Bujak: - W latach 80. ludzie Solidarności wywodzący się z różnych sfer życia - przemysłu, rolnictwa, świata uniwersyteckiego, itd. - pracowali nad projektami reform państwa. Nasze plany były wypracowywane oddolnie, w sposób demokratyczny. Materiały, spisane w formie podsumowania dyskusji, w dużej części zaginęły w stanie wojennym. Po "89 roku, gdy powstawał rząd solidarnościowy, byliśmy pewni, że ten wielki kapitał intelektualny zostanie uruchomiony. Czuliśmy się merytorycznie i organizacyjnie gotowi do wzięcia spraw państwa w swoje ręce.
- Które z tych planów udało się wdrożyć po 1989 r.?
- Do pierwszego niekomunistycznego rządu został zaproszony Leszek Balcerowicz. Od lat pracował nad różnymi modelami reformy gospodarczej państwa, w zależności od stopnia interwencji władzy komunistycznej. Gdy okazało się, że nie ma żadnych ograniczeń, zrobił to według najlepszych wzorów, zaczerpniętych także zza granicy. W tym kontekście muszę też docenić tzw. małą prywatyzację, która odbywała się bez protestów i strajków. Pracownicy przejmowali drobne przedsiębiorstwa, ściągali zachodni kapitał i umiejętnie nim zarządzali.
- Czyli zmiany przebiegały zgodnie z waszym pomysłem?
- Niestety nie. Generalnie III RP jest próbą budowania demokracji w całkowitym oderwaniu od tradycji i kultury Solidarności. Niemal wszystko zaczęliśmy od zera, zgodnie z tym, co powiedział kiedyś Zbigniew Brzeziński: "Wychodzenie z totalitaryzmu będzie trwało tyle, ile w nim siedzieliśmy".
- Przyznam, że zwrot "tradycja Solidarności" brzmi trochę tajemniczo...
- Weźmy np. solidarnościową metodologię pracy. Gdy w latach 80. głowiliśmy się nad tym, jak rozwiązać problem zarządzania służbą zdrowia, konsultowaliśmy to ze środowiskiem lekarskim i obrońcami praw pacjentów, zgodnie z naszym priorytetem, jakim była troska o obywatela. Natomiast reforma służby zdrowia za rządów Jerzego Buzka odbywała się z pominięciem lekarzy, pielęgniarek, pacjentów. Był to autorytarny sposób narzucania reform - traktowanie tych, którzy są podmiotem reformy jak dzieci, bez prawa głosu. Innym przykładem braku troski o obywatela jest to, że w III RP dofinansowaliśmy władzę wykonawczą i ustawodawczą kosztem sądowniczej. Zainwestowaliśmy w parlament, który pracuje jak oszalały - produkuje 200 ustaw rocznie! Praca idzie w ilość, a nie w jakość. Jednak demokracja i wolny rynek to bomba konfliktów i problemów, od rozwiązywania których są sądy i to one powinny dostać największe wsparcie finansowe. Tymczasem jeszcze dziś są miejsca, gdzie protokół pisze się na zdezelowanych maszynach, a sędziowie - by mieć dostęp do najnowszych ustaw - muszą korzystać z kradzionych programów.
- Prowadzi pan warsztaty dla studentów socjologii na temat funkcjonowania administracji publicznej w Polsce. Cytat z pana: "Pokażcie mi kryteria oceny urzędników skarbowych, a powiem wam, w jakim ustroju żyjecie".
- Dla mnie jako człowieka Solidarności i zwykłego obywatela najważniejszy jest styk administracji publicznej z życiem obywatela. Na tym poziomie niestety od lat nic się nie zmienia. Nie widzę żadnych istotnych działań wspierających społeczeństwo obywatelskie, wychodzących naprzeciw stowarzyszeniom i fundacjom. Na wielu obszarach administracja rozwinęła jakościowo i ilościowo metody rodem z PRL. Podam kilka przykładów. Dziś obywatel, który prowadzi działalność gospodarczą, podlega autorytarnym metodom nadzorowania urzędniczego. Urzędnik przyłapuje kioskarkę na tym, że zrobiła ksero i nie zarejestrowała tego w kasie fiskalnej. W krajach Unii kwestionariusz o dotacje zawiera 12 stron, a w rękach polskiego urzędnika rozrasta się do 120. Dlaczego panikujemy, gdy pojawi się urzędnik skarbowy, strażnik graniczny albo celnik? Bo wiemy, że ci ludzie wykorzystują ogromną liczbę ustaw i przepisów, aby znaleźć na nas jakiegoś haka. Gdy byłem szefem Głównego Urzędu Ceł, pytano mnie, czy działalność administracji jest zgodna z prawem. Otóż najgorsze jest to, że z punktu widzenia prawa wszystko jest w porządku! Świadczy to o tym, że wciąż drzemie w nas paniczny lęk przed administracją publiczną, która nadal jest autorytarna.
- Ale w innych krajach postkomunistycznych wygląda to chyba podobnie.
- To żadne pocieszenie. Poza Polską nie było 10-milionowej opozycji demokratycznej. Milion czynnych działaczy nie wypracował mechanizmów zarządzania, obiegu informacji, konsultacji i podejmowania decyzji, które stanowią fundament funkcjonowania struktur państwowych. Bierzmy przykład z premier Nowej Zelandii, która potrzebowała kilku tygodni, żeby z administracji zrobić instytucję na usługach obywateli. I teraz tamte procedury postępowania urzędów skarbowych, celnych, policji są obliczone na to, by firmie pomóc w nieprawidłowościach, a nie - tak jak u nas - złapać i ukarać winnego.
Zbigniew Bujak
Jeden z ojców założycieli Solidarności, polityk, obecnie pracownik naukowy badający transformację ustrojową w Polsce