W oparach absurdu

2009-05-09 6:00

Ostrzegałem wczoraj, że nie ma specjalnie sensu uciekając przed stoczniowcami, przenosić obchodów rocznicy obalenia komunizmu z Gdańska do Krakowa. Bo ci okropni związkowcy mogą wsiąść w autokary, pociągi, samochody, załadować opony do palenia, transparenty do noszenia i pojechać wprost do grodu Kraka. I - niestety - pojadą, tak się właśnie zdeklarowali. Mało tego.

Swój udział w protestach zapowiedzieli też hutnicy, którzy do Krakowa mają bliżej niż do Gdańska, i kolejarze, którzy wszędzie mają blisko. Krótko mówiąc, zamiast stoczniowców protestować będą też inne grupy zawodowe niezadowolone z sytuacji w kraju. Chyba nie o takie unikanie konfliktów chodziło...

W dodatku decyzja rządu PO-PSL o zamianie Gdańska na Kraków została skrytykowana przez Janusza Palikota (PO) i Eugeniusza Kłopotka (PSL), co osobom mniej obeznanym z krajową polityką może wydawać się nielogiczne.

Ale najważniejsze jest teraz pytanie, które zadają sobie najtęższe rządowe głowy: co zrobić, żeby w czasie obchodów uniknąć towarzystwa niezadowolonych zadymiarzy? Otóż jest wyjście! Obchody trzeba zorganizować w małej miejscowości, bez kolei żelaznej i bez dostępu do drogi bitej. Za to z łąką, która może posłużyć za lądowisko dla helikopterów (wiadomo, warchoły z Solidarności nie wynajmą przecież śmigłowców). Informację o nazwie miejscowości trzeba trzymać w tajemnicy aż do czasu rozpoczęcia bezpośredniej transmisji. Łatwe? Łatwe! A jakie absurdalne...