"Super Express": - Prezydent Andrzej Duda mocno się uaktywnił. Przykładem są ostatnie "uprzejmości" między Kancelarią Prezydenta i PiS. Rzecznik głowy państwa Marek Magierowski powiedział nawet pod adresem rzecznik PiS, że jak komuś nie podoba się korespondencja, to znaczy, że ma problem z czytaniem. Prezydent zaczął odcinać się od własnego środowiska politycznego?
Rafał Chwedoruk: - Myślę, że są tu dwie kwestie. Po pierwsze, głowa państwa pochodząca z powszechnych wyborów, jeśli będzie chciała reelekcji, musi liczyć na głosy nie tylko własnego twardego elektoratu, ale też wyborców niezdecydowanych czy sympatyków mniejszych partii. Musi patrzeć na sondaże. Nie te wskazujące na poparcie dla partii politycznych - bo tu chyba wszyscy już zdają sobie sprawę, że nie są one do końca wiarygodne. Ale chodzi o sondaże dotyczące ogólnych nastrojów. Andrzej Duda jeśli chce reelekcji, musi się z tym liczyć.
- I stąd spór z ministrem Antonim Macierewiczem, a teraz z Beatą Mazurek?
- Duda miał pozytywne notowania, jednak uderzający był, mówiąc delikatnie, brak odcięcia się od własnego środowiska politycznego. Teraz widzimy, że obóz głowy państwa próbuje prowadzić własną politykę. Choć robi to w bardziej ograniczonym zakresie niż poprzednicy.
- Prezydent oburzył ostatnio część prawicowego elektoratu - uczcił forsowanie linii Odry przez Armię Czerwoną i ludowe Wojsko Polskie. Czy Andrzej Duda straci przez tego typu działanie?
- Wręcz przeciwnie. Po pierwsze - problemem Polski, jeśli chodzi o politykę historyczną, jest to, że Niemcy próbują "dzielić się" odpowiedzialnością za drugą wojnę światową z innymi narodami. Oczywiście nikt nie kwestionuje faktu głównej odpowiedzialności ze strony Niemiec, pojawiają się jednak opinie o współodpowiedzialności np. Węgrów, Rumunów itd. Niestety, także o rzekomej współodpowiedzialności Polaków. Więc strategią Polski musi być podkreślanie, że nasi żołnierze, gdzie się da, walczyli z faszyzmem. Czy na Zachodzie, czy w Pierwszej i Drugiej Armii WP, zwanej potem potocznie ludowym Wojskiem Polskim. Upamiętnienie żołnierzy idących na Berlin jest logiczne. Zresztą nawiązuje do polityki Lecha Kaczyńskiego.
- W jaki sposób?
- Lech Kaczyński zdecydował się zabrać do Moskwy na obchody Dnia Zwycięstwa generała Wojciecha Jaruzelskiego. Nie ze względu na rolę, jaką generał pełnił w okresie PRL, ale z uwagi na drogę wojenną Jaruzelskiego w ludowym Wojsku Polskim.
- Ale ludowe Wojsko Polskie wpisało się fatalnie w polską historię. Czy prezydent nie straci we własnym elektoracie?
- Prawica powinna pamiętać, jakie są fakty historyczne. Bo faktem jest, że w LWP walczyło z faszyzmem kilkaset tysięcy ludzi. Wielokrotnie więcej niż Żołnierzy Wyklętych. I faktem jest, że ludzie ci walczyli z hitlerowskimi Niemcami. To może być nasz kolejny atut w budowaniu polityki historycznej. A jednocześnie politycznie ci ludzie i ich rodziny to też konkretny elektorat. I Andrzej Duda ma rację, że się do niego odnosi.
Zobacz: Rafał Górski: #PoStronieLudu. 1 maja – Święto Pracy bez (rad) pracowników