Prof. Piotr Wawrzyk: - Partia rządząca nie decyduje o postawieniu kogoś przed sądem, to zadanie prokuratury. Jeżeli organy ścigania uznają, że coś jest na rzeczy i dany polityk - niezależnie, czy mowa o polityku samorządowym, czy jakimkolwiek innym - zrobił coś niezgodnego z prawem, to bez względu na pełnioną funkcję ta osoba powinna być ścigana. Co więcej, moim zdaniem już na etapie postawienia zarzutów dany polityk nie powinien pełnić swojej funkcji.
- Jednak problem jest dużo szerszy. Na przykład za prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz ciągnie się afera reprywatyzacyjna, choć jej akurat prokuratura nie przedstawiła zarzutów. Można zaryzykować tezę, że część samorządów wypełniona jest ludźmi, którzy wybudowali swoje małe, lokalne imperia?
- Dlatego w moim przekonaniu nie jest dobrą sytuacją, gdy wójtem czy burmistrzem można być tyle razy, ile się chce. Prezydentem kraju można być maksymalnie przez dwie kadencje i myślę, że tak samo powinno to dotyczyć włodarzy miast. Na pewno nie generalnie polityków, ponieważ byłoby to zbyt daleko posunięte, gdyby miało dotyczyć też np. posłów. Ale mamy przykłady włodarzy Sopotu czy Gdyni, którzy praktycznie od zawsze są prezydentami. Nie chodzi o to, czy mają coś na sumieniu - zawsze, gdy ktoś pełni funkcję, otacza się zaufanymi osobami. I nawet jeśli prezydent czy wójt jest krystaliczny, nie musi to dotyczyć osób, które za nim stoją. Dlatego wietrzenie urzędów jest potrzebne, ponieważ uzdrawia sytuację.
- I tu wracamy do PiS. Chcąc wprowadzić rozwiązania, o których pan mówi, trzeba zmienić prawo. Czy nie byłby to kolejny argument dla tych, którzy twierdzą, że PiS chce zawłaszczyć całe państwo, łącznie z samorządami?
- Wszystko zależy od konkretnych zapisów tego ewentualnego projektu. Po prostu należałoby wprowadzić zapis, że ta nowelizacja wchodzi w życie dopiero od kolejnych wyborów samorządowych.