Dramatem współczesnego świata jest to, że bardzo wiele mówi się w nim o wolności. Ale ta wolność pojmowana jest bardzo abstrakcyjnie. Mówią nam w kółko o „wolnych mediach” albo „wolnych sądach”, bez których – powiadają – nie możemy być naprawdę wolni. Jednocześnie gdy człowiek domaga się wolności zwykłej, takiej tu i teraz – na przykład prawa do odpoczynku i niepracowania w wakacje – zaczyna się popłoch. I słyszymy, że to się tak nie da, że gospodarka się zawali i że zbyt długie wakacje to niechybny spadek produktywności, bieda i ogólne narodowe rozprężenie.
A ja się z tym nie zgadzam. I nie tylko ja. Istnieje szereg poważnych badań naukowych niezbicie dowodzących, że dłuższe niż weekend wakacje znacząco redukują poziom stresu, problemy układu krążenia (najczęstsza przyczyna zgonów w dzisiejszych czasach) i wydłużają średnią długość życia.
Oczywiście taki urlop musi być płatny. To znaczy nie może się wiązać z redukcją faktycznych dochodów pracownika. Co niestety staje się plagą w czasach upowszechnionego śmieciowego samozatrudnienia czy dorywczych umów skonstruowanych wedle logiki akordu (ile wypracujesz, tyle zarobisz). Problem dotyka także (o czym rzadko się mówi) ludzi na mitycznym etacie. No bo cóż z tego, że masz etatową podstawę w wysokości najniższej krajowej, skoro cała reszta zależy od widzimisię pracodawcy i wręcz zmusza człeka do samowyzysku oraz rezygnacji z prawa do odpoczynku. No bo przecież „kiedyś sobie odbije”.
Ale jest jeszcze coś. Nie chodzi o to, żeby urlop był kiedykolwiek. Poszatkowany na zasadzie dzień tu, dwa dni tam. I przełożony na listopad albo marzec. W wypoczynku liczy się również to, by był on w miarę możliwości nieprzerwany. Oraz dopasowany do tego, co robią inni. Żeby rodziny mogły wyjechać i pobyć razem. Żeby można skoordynować te terminy z przyjaciółmi. No i żeby dało się przy okazji złapać trochę witaminy D.
Takim miesiącem jest właśnie sierpień. To powinien być czas, gdy gospodarka i oficjalne życie zwalniają obroty. Chodzi o stworzenie warunków, w których człowiek nie boi się wziąć wolnego. Bo istnieje szerokie społeczne przyzwolenie na to, że wtedy się wypoczywa. Trochę tak jak jest z weekendem w tygodniu. Na tej samej zasadzie sierpień powinien być coroczną kanikułą. I oczywiście zawsze znajdą się tacy, którzy będą wtedy musieli iść do roboty. Ale niech to będą wyjątki. Potwierdzające regułę.
Wierzę głęboko, że kiedyś do tego jako społeczeństwo dojrzejemy.