Przemysław Harczuk

i

Autor: "Super Express"

Upadek świeckich pseudoświętych

2019-07-30 7:23

III RP dominowała w nową, świecką religię. Tak jak PRL lansował świętych Marksa, Lenina i innych „wielkich” socjalizmu, tak w III RP żywy był kult tzw. autorytetu. O tym, kto jest autorytetem, decydowało to, w jakim towarzystwie się kto obraca, kto go słucha czy lubi. Znani aktorzy czy reżyserzy, nierzadko wybitni w swym fachu, w kwestiach polityki i moralności potrafili ględzić bez sensu trzy po trzy i mieć pewność, że ich słowa będą spijane przez grono niezbyt rozgarniętych odbiorców, idących stadnie „za autorytetem”. Autorytetami byli więc profesorowie (również ci, którzy w ramach kariery naukowej więcej od książek wydawali esbekom kolegów).

III RP dominowała w nową, świecką religię. Tak jak PRL lansował świętych Marksa, Lenina i innych „wielkich” socjalizmu, tak w III RP żywy był kult tzw. autorytetu. O tym, kto jest autorytetem, decydowało to, w jakim towarzystwie się kto obraca, kto go słucha czy lubi. Znani aktorzy czy reżyserzy, nierzadko wybitni w swym fachu, w kwestiach polityki i moralności potrafili ględzić bez sensu trzy po trzy i mieć pewność, że ich słowa będą spijane przez grono niezbyt rozgarniętych odbiorców, idących stadnie „za autorytetem”. Autorytetami byli więc profesorowie (również ci, którzy w ramach kariery naukowej więcej od książek wydawali esbekom kolegów). Byli autorytetami artyści (także ci, którzy najlepsze lata artystycznej płodności mieli dawno za sobą). Do miana autorytetów aspirowali też ludzie mediów. Przez lata zarabiający lepiej, mający manię wielkości i pewną pogardę dla zwykłych ludzi. Pojawienie się internetu mocno zmieniło sprawę. Przede wszystkim zarobki w mediach, niegdyś (podobno starsi koledzy jeszcze się załapali) naprawdę niebotyczne, stały się przeciętne. Etos dziennikarski podupadł, często jakość samych materiałów prasowych czy telewizyjnych pikuje w dół. Pojawiła się też jednak większa przestrzeń wolności. A także upadła kasta dziennikarska, zwana medialnym salonem. Upadek znanych i lubianych medialnych celebrytów nie jest wcale zjawiskiem wesołym. Nierzadko dotyczy to ludzi zdolnych, niesamowicie inteligentnych, doskonałych warsztatowo. Niektórzy tłumaczą, że niektórym celebrytom odbija palma, bo mają stresujący zawód. Ja tego nie kupuję – wydaje mi się, że zjawisko to wynika z pewnego zderzenia wyjątkowości wykonywanego zawodu z pogorszeniem warunków, w jakich przyszło ludziom działać. Nie zmienia to faktu, że środowisko dziennikarskie nie jest wolne od problemów i – żądając oczyszczenia od innych środowisk – samo musi się oczyścić.