"Super Express": - Na łamach "Super Expressu" zaistniał spór między minister Elżbietą Bieńkowską a prof. Krzysztofem Rybińskim o unijne środki pomocowe. Czy są one marnowane, czy też wykorzystywane jak należy?
Paweł Kowal: - Środki nie są wykorzystywane w sposób prorozwojowy. Bardzo często sieć dróg budowana jest pod kątem potrzeb politycznych samorządów, a nie całościowej wizji transportu, w skali regionu czy kraju. Prowadzą one nie ku autostradzie, ale do lasu. Innym przykładem są inwestycje, które podnoszą atrakcyjność polityczną różnych osób, które im patronują, ale z punktu widzenia gmin czy powiatów mogą się okazać w przyszłości poważnym obciążeniem. Polityk przecina wstęgę na otwarciu, a gmina zostaje z basenem bądź stadionem, którego potem nie może utrzymać. Decyzja o tworzeniu wielkich obiektów rekreacyjnych powinna być dostosowana do konkretnych potrzeb, a nie zależeć od tego, że akurat były na to pieniądze. Powinny być preferowane takie inwestycje, które na dłuższą metę tworzą nowe miejsca pracy i służą rozwojowi regionu. Inwestycje doraźne, konsumpcyjne dają niewiele. Tak stało się w Hiszpanii czy Grecji. Także i u nas może się okazać, że środki, które uzyskaliśmy jako rozwojowe, staną się kłopotem.
- Minister Bieńkowska twierdzi, że bez tych basenów i wydatków konsumpcyjnych pojawi się ryzyko, że Polacy będą uciekali z ośrodków mniej atrakcyjnych do większych miast. I będziemy mieli jeszcze większy problem.
- Nie ma racji. Powinna oczywiście powstawać infrastruktura, ale nie w stylu "każdy sobie", ale jako swoisty krwiobieg kraju, szczególnie w sferze transportu. Teraz nierzadko wydaje się pieniądze w oderwaniu od szerszego planu, wizji. Chodniki powstają najszybciej, ale to są doraźne sukcesy Inna sprawa to rola polskich firm. Nawet w przypadku nowych technologii nie szuka się rozwiązań, które by je wzmacniały. Na koniec może się okazać, że Francja ma technologie nuklearne, Niemcy technologie energii naturalnej, a Polska ma żwir i piasek Powinniśmy wydawać te środki tak, żeby jak najszybciej kształtowały się polskie, a być może środkowoeuropejskie specjalizacje w dziedzinie techniki, nowoczesnych technologii.
- Prof. Rybiński podkreślił, że zmarnowanie wielu inwestycji w południowych Włoszech bądź byłej NRD może być pretekstem do ogłoszenia, że polityka wyrównywania poziomów się nie sprawdza.
- I dlatego samozadowolenie minister Bieńkowskiej może być złudne. We Włoszech czy byłej NRD te środki wydawane były właśnie doraźnie, bez ogólnego planu. Pełniły jak u nas rolę rybki, zamiast wędki, której można używać dłużej. Musimy uniknąć ryzyka, by i nas nie pokazywano jako przykładu wpompowania dużych środków bez odpowiednich efektów.
- Unia Europejska przymierza się do budżetu na kolejne lata. Zachód będzie zapewne chciał ciąć środki pomocowe i przeznaczać więcej na badania i rozwój. Prof. Rybiński uważa, że słusznie. Minister Bieńkowska broni stanowiska rządu i dalszych transferów na wyrównywanie szans.
- Nie ma nowoczesności bez infrastruktury. I tu min. Bieńkowska ma rację. Jeśli będzie działała w tym kierunku, może liczyć na poparcie opozycji. Różnimy się w tej sprawie nie jeśli chodzi o zasadę, ale w ocenie, jak pieniądze są wydatkowane. Polska musi zabiegać o środki na infrastrukturę transportową. Bez niej nie będziemy mogli uczestniczyć w innowacjach. Niezwykle istotne jest też utrzymanie środków na rolnictwo. Osłabiając je, będziemy zwiększać dystans do zachodnich sąsiadów.
- Akurat Wspólna Polityka Rolna zapewne nie uniknie cięć
- Nie możemy zapominać, że unijne dotacje do polskiego rolnictwa są dużo niższe niż na Zachodzie. Ten stan trwa od czasów negocjacji wejścia Polski do UE i powoduje stałe obniżanie się konkurencyjności naszego rolnictwa.
- Przecież przez lata podkreślano, że polscy rolnicy stopniowo będą dochodzić do takich samych dopłat. Szczycono się tym.
- Ale jest nieco inaczej. Nawet w przyszłym roku dopłaty do hektara nie sięgną u nas tych samych kwot, które uzyskują rolnicy na Zachodzie. Kiedy wchodziliśmy do struktur, w samej Unii zmieniano jednocześnie charakter dopłat.
- Czy przy silnej koalicji najsilniejszych państw UE, które dążą do oszczędności, mamy szansę na utrzymanie obecnego poziomu dotacji?
- Trzeba głośno zapytać, czy kraje zachodnie traktują Unię Europejską poważnie, czy wszystko, co się z nią wiąże, jest pustym frazesem. Interes UE wymaga dostosowania standardu życia Europy Środkowej do reszty kontynentu. Paradoksalnie na naszą korzyść działa to, że w trakcie kryzysu nasze gospodarki były ograniczone mniejszą ilością przepisów. Zachód musi zrozumieć, że utrzymanie dobrego tempa rozwoju nowych państw UE wymaga jeszcze inwestycji w infrastrukturę. Problemem jest to, czy rząd Tuska będzie umiał wytłumaczyć potencjalne konsekwencje zaniechania tych inwestycji.
- Kto będzie chciał zrozumieć takie tłumaczenia? Chyba nie Francja czy Wielka Brytania?
- Przekonywać trzeba wszystkich - szczególnie tych, którzy nieustannie mówią o solidarnej Europie. Na pewno ważnym sojusznikiem będzie tu Angela Merkel. Wywodzi się ze wschodnich Niemiec, rozumie problemy tej części Europy. Mimo egoizmu w UE, powinniśmy szukać jak najszerszych koalicji, bo traktowanie Wspólnoty jako instrumentu do forsowania racji najsilniejszych państw po prostu ją zabije.
Paweł Kowal
Eurodeputowany PiS, w latach 2005-2007 wiceminister spraw zagranicznych