"Super Express": - Ukraina żyje już EURO 2012? Można poczuć atmosferę wielkiego święta?
Jurij Andruchowycz: - Jeżeli już można poczuć jakąś atmosferę, to raczej negatywną. Nie udało się zakończyć masy remontów, np. w Charkowie praktycznie wciąż zamknięte jest centrum miasta. Przez to ludziom emocjonalnie raczej bliżej do zażenowania i wstydu niż do entuzjazmu.- I to tylko z powodu niedokończonego remontu drogi? - No nie, jeszcze do niedawna alkoholu nie można było kupić w sklepach po godz. 22 (śmiech). Ale mówiąc poważnie - znacznie większym problemem jest to, że tak mało ludzi do nas przyjechało. Patrząc na proporcje, to wygrywacie pod tym względem o pięć długości. Wczoraj w Charkowie widziałem tylko pojedynczych kibiców Holandii i Portugalii. Niestety, zobaczyć u nas kibica z Zachodu to rzadkość.
- Warto dodać, że na Ukrainie zatrzymać się postanowiły tylko trzy reprezentacje na szesnaście...
- I przez to trudno oczekiwać, by Ukraińcy żyli tym turniejem. Jeżeli do tych wszystkich elementów dodamy jeszcze beznadziejną grę reprezentacji Ukrainy, zatrucie pokarmowe dziesięciu zawodników kadry, to naprawdę trudno oczekiwać od nas radości i entuzjazmu.
- Co może zmienić te pesymistyczne nastroje?
- Wiadomo - nasza drużyna musi zacząć wygrywać! Może wtedy coś ruszy. Warto jednak podkreślić, że mówiąc o EURO 2012 i o tym, jak ono wygląda na Ukrainie, nie sposób uciec od polityki. Fakty są takie, że przy działaniach obecnych władz nie powinniśmy organizować żadnego turnieju, który ma w nazwie cząstkę "euro". Bo teraz jest nam naprawdę bardzo daleko do Europy i europejskich standardów.
- A przecież EURO 2012 miało być właśnie taką szansą zbliżenia Ukrainy do Europy.
- Możemy swobodnie powiedzieć, że ta szansa została zmarnowana. Ale przy takim rządzie i prezydencie to inaczej wyglądać nie mogło.
Jurij Andruchowycz
wybitny pisarz ukraiński