Zestaw zarzutów był jak to w przypadku debaty w europarlamencie dość standardowy: praworządność i sytuacja osób LGBT. W debacie padało wiele ostrych słów i górnolotnych sformułowań. Mówiono o łamaniu w Polsce praworządności, zagrożeniu niezależności sądów, zagrożeniu dla procesu wyborczego i praw obywatelskich. Czym w praktyce grozi jednak rezolucja? Na razie niczym, co wyraźnie irytowało część europosłów apelujących do Komisji Europejskiej o to, że Unia nie może się godzić na systematyczne lekceważenie rezolucji europarlamentu przez państwo członkowskie...
Do tego zarzutu odniosła się jednak wiceszefowa Komisji Europejskiej Vera Jourova, która zapowiedziała „kolejne kroki” w procedurze uruchomionej przeciwko Polsce w sprawie zmian w sądownictwie. Wypomniała też Polsce tolerowanie uchwał części samorządów o tzw. strefach wolnych od LGBT. Czeska eurokomisarz zapowiedziała, że Komisja Europejska zbada sytuację uchwał polskich gmin pod kątem prawa zakazującego dyskryminację. W kuluarach dodawano jednak, że nie bardzo jest co badać, gdyż uchwały gmin nie mają żadnej konsekwencji prawnej, a jedynie symboliczne znaczenie i może nie być łatwo udowodnić naruszenia przez nie praw mniejszości.
Część zarzutów o oddalaniu się od wartości europejskich o konieczności powrotu do nich stawiali europosłowie z Hiszpanii. Europosłowie PiS wypomnieli, że zarzuty padają ze strony tej samej Hiszpanii, w której Krajową Radę Sądownictwa powołuje się tak, jak obecnie w Polsce. Tej samej, w której siedzi obecnie w więzieniach kilkunastu Katalończyków skazanych za politykę na kary nawet kilkunastu lat bezwzględnego pozbawienia wolności. W opinii europosłów PiS to, że Polskę upomina się o zmiany w sposobie działania wymiaru sprawiedliwości, a Hiszpania ma spokój jest ewidentnym dowodem na nierówne traktowanie państw w UE.