Prezes do Paryża przyleciał, a na lotnisku czekała już jego "przyjechana" z szoferem limuzyna. Nie chodzi o to, że w stolicy Francji brakuje samochodów. Są. Nawet jest ich za dużo, ale pan prezes lubi mieć swój pod ręką. Ot, gest szeroki! Ten gest jako żywo przypomina wybryki przedwojennych ułanów, którzy - zdarzało się - na przyjęcia jeździli trzema powozami. W jednym ułan, w drugim czapka, w trzecim szabla. Nie wiemy, co oprócz szofera przyjechało do Paryża w limuzynie prezesa Nowaka. Wiemy, że jego gest kosztował podatników około 10 tys. zł. Panie prezesie, może wypadałoby zapłacić za to z własnej pensji, bo na przykład takich ułanów podziwiano między innymi dlatego, że za swoje fanaberie płacili ze swoich żołdów.
Ułańskie życie prezesa
2008-08-28
4:00
Gest Edwarda Nowaka będzie pamiętany. Na pewno będzie długo pamiętany przez "Super Express" i przez jego Czytelników. On - wielki prezes wielkiego państwowego Bumaru - poleciał do Paryża, nakazawszy uprzednio, aby jego śladem, aczkolwiek lądem, podążała jego limuzyna. I tak też się stało.