- Gwiazdą spektaklu był raczej Tusk, aniżeli Wassermann. Wassermann straciła pazurki. Widać było w niej zmęczenie samą komisją oraz wyczerpującą kampanią, zakończoną klęską. Zdradziła to jej zamknięta postawa, mniej krzykliwy niż zazwyczaj głos, często spuszczony wzrok. Nie była tak agresywna, jak zwykle. Odnosiłem wrażenie, że w jej buty wchodzi jej kolega z PiS, zasiadający w komisji – Jarosław Krajewski. A to wykorzystał dobrze przygotowany i skupiony Tusk. To twardy przeciwnik, doświadczony polityk. Polityczni – nie bójmy się tego słowa – amatorzy, mieli ciężki orzech do zgryzienia. Tusk niczego im nie ułatwiał. Sygnałem, że czuł się dość pewnie w tej w sumie niekomfortowej sytuacji, był fakt, iż w przesłuchaniu uczestniczył bez swojego pełnomocnika
– analizuje dr Wojciech Szalkiewicz (52 l.), ekspert od wizerunku. - Bon motami tego spotkania będą hasła „niech się pan nie denerwuje”, czy „jak się pan czuje”, ewidentnie wykorzystywane przez panią Wassermann. To miało wyprowadzić Tuska z równowagi. Miało, ale nie wyprowadziło – kwituje ekspert.