Możemy się nie zgadzać nt. aborcji. Możemy się różnić w ocenie, kiedy płód staje się człowiekiem – czy jest nim już zapłodniona komórka jajowa, czy staje się nim, kiedy wykształca się mózg i układ nerwowy. Możemy się nie zgadzać, czy przerywanie ciąży do określonego momentu jest wyborem kobiety, czy powinno o tym decydować państwo. W trudniej sprawie dopuszczalności aborcji trudno znaleźć punkty wspólne między zwolennikami liberalizacji prawa aborcyjnego, a tymi, którzy uważają, że trzeba przerywanie ciąży zdelegalizować.
Co do jednego zdecydowana większość z nas może jednak znaleźć najmniejszy wspólny mianownik. Niemal wszyscy zgadzamy się (z wyjątkiem marginalnych grup fundamentalistycznych), że ciążę, która jest efektem gwałtu lub zagraża życiu kobiety, można przerwać, bo czymś nieludzkim jest wymaganie od kobiet, by rodziły dzieci swoich oprawców lub by poświęcały swoje życie i zdrowie, by dziecko mogło się urodzić. Znakomita większość z nas zgadza się też, że nieopisanym okrucieństwem jest to, by wymagać od kobiet, by rodziły, wiedząc, że płód ma jedną z wielu drastycznych wad, które nie pozwalają mu przeżyć.
Tylko ktoś pozbawiony elementarnych ludzkich odruchów, tylko ktoś przepełniony sadyzmem może uważać, że w takiej sytuacji trzeba zmuszać kobiety do przerastającego większość z nas bohaterstwa – by znosić nie tylko psychiczną torturę, którą jest świadomość, że wyczekiwane dziecko nie ma szans na życie, że jest skazane na śmierć, bo cierpi np. na bezmózgowie, ale też fizyczne męki w czasie porodu takiego dziecka.
Skoro większość z nas uważa, że minimum człowieczeństwa wymaga, by nad kobietami w ten sposób się nie znęcać, powinniśmy wymagać, by politycy, zwłaszcza ci, którzy do tych dramatów dopuścili, jak najszybciej pozwolili im wybrać, czy mają siłę, by zdobyć się na ten heroizm, czy nie.