Przez długie lata towarzyszyła nam dyskusja o "służbie cywilnej". Pamiętamy, jak krytykowano PiS, gdy utworzył Państwowy Zasób Kadrowy. Mówiono wtedy wiele o upartyjnieniu państwa. Dzisiaj już nawet się o tym nie dyskutuje. Tymczasem po cichu nastąpiło całkowite upartyjnienie państwa. W dodatku rozwój "samorządności" sprawił, że kompetencje decyzyjne rozproszyły się. Można więc rządzić, wykręcając się od odpowiedzialności. Nie wiadomo, kto za co odpowiada. Zawsze można zwalić winę na kogoś innego. Przykład idzie z góry.
Miała być lokalna demokracja, w której ludzie mieli sami decydować o swoich sprawach. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Tak, jak w gminie, w której mam działkę. Zalanej drogi powiatowej nikt nie reperuje, bo do powiatu daleko. Na gminną nie wystarczy pieniędzy - wieś dostała na przyszły rok 7 tys. złotych funduszu sołeckiego. Ta zaś droga, którą by chciano naprawić, podlega w dużej mierze nadleśnictwu. Odsyła się więc grzęznących w błocie ludzi od nadleśnictwa do wójta i z powrotem. Sołtys wysyła list do wójta raz na dwa lata, czekając cierpliwie na odpowiedź. Przy tym tak się dziwnie składa, że wszyscy, od których coś mogłoby zależeć, należą do partii miłościwie nam panującej. Ale nie zależy, bo i im niespecjalnie zależy. Tak więc błoto zalało drogi, komary tną, ludzie klną i twierdzą, że władza dba tylko o siebie. Sielanka.
Mityczni urzędnicy-państwowcy na szczeblu lokalnym, mogący podejmować istotne decyzje, wyginęli zastąpieni przez "samorządowców". Ci dbają o tych, którzy wystawili i wystawią ich na listy. O same głosy zawsze już łatwiej. Wybory wałbrzyskie pokazały, że lokalnemu społeczeństwu nie przeszkadza kupowanie głosów. Wręcz przeciwnie - wreszcie czują swoją, chwilową, wartość.
Należy przywrócić godność urzędnika, szczególnie na niższych szczeblach. I wreszcie uporać się z całkowitym rozchodzeniem się tego, co na papierze i z tym, co rzeczywiste. W planach mojej gminy las jest tam gdzie pola, a pola tam, gdzie las, a drogi i zabudowania zupełnie gdzie indziej. Tylko tirówki są tam, gdzie zawsze. Brakuje myślenia strategicznego. Każdy sobie rzepkę skrobie. Nierówności regionalne i społeczne dramatycznie rosną. Chwali się powszechnie Wrocław, wystarczy jednak wejść do domów nieopodal rynku, by zobaczyć, że ludzie mieszkają w domach nie remontowanych od czasów Gomułki. Tylko fasady są pomalowane. A co dopiero mówić o Łodzi, Katowicach czy walącym się Bytomiu. I tylko w Alejach Ujazdowskich i w Pałacu Namiestnikowskim panuje zadowolenie i rosną urzędnicze rzesze.
Artykuł pochodzi z nowego tygodnika opinii: "to ROBIĆ!"Tygodnik to ROBIĆ! ukazuje się w każdy wtorek jako bezpłatny dodatek do Super Expressu. |