"Super Express": - Ustawa refundacyjna czy porozumienie ACTA to przykłady dobrze stanowionego prawa?
Mikołaj Barczentewicz: - To raczej przykłady, które pokazują, jak prawa stanowić się nie powinno. Przy tworzeniu tych aktów prawnych zupełnie nie liczono się z opinią obywateli i procesem konsultacji społecznych. Tak jak w przypadku większości przepisów pewną wizję urzędników czy polityków przepycha się kolanem.
- Potem okazuje się, że prawo trzeba szybko zmieniać, bo jest niedopracowane. Z czego takie podejście wynika?
- Myślę, że legislatorom brakuje kultury politycznej, która wymagałaby rzetelności w przygotowywaniu prawa. Niestety, trudno jest wymóc na rządzących pewne procedury, jeśli sami nie będą chcieli się do nich stosować. Wychodzą za to z założenia, że w końcu mają władzę. Ustawa refundacyjna świetnie obrazuje ten sposób myślenia.
- Jak?
- Rząd pod koniec poprzedniej kadencji podjął decyzję o przyjęciu określonej liczby ustaw, żeby pochwalić się swoją pracowitością. W ostatnich fazach procesu legislacyjnego wszelkie uwagi dotyczące nowych ustaw były pomijane. Tak było właśnie z ustawą refundacyjną. A przecież już od dawna było wiadomo, że spowoduje ona problemy z lekarzami. Rząd się tym nie przejął i tłumaczył, że wszelkie wątpliwości zostaną wyjaśnione w interpretacji i ustawa refundacyjna będzie dobrze stosowana.
- Jak zwykle urzędnicza wizja okazała się daleka od rzeczywistości.
- Oczywiście, możemy pracować nad zmianą procedur, poprawą jakości tworzenia prawa czy zwiększaniem kompetencji urzędników za to odpowiedzialnych. Nic to jednak nie zmieni, jeśli politycy nie będą odpowiedzialnie prawa stanowić.
- Trzeba ciągle przypominać politykom, że liczy się jakość, a nie ilość?
- Zdecydowanie. Najważniejsza dla rządzących powinna być rzeczowa analiza skutków regulacji, włącznie ze zbadaniem, czy lepiej zostawić prawo w obecnej formie, czy je znowelizować. Dopiero wtedy powinni brać się do zmian, a nie z góry zakładać normy do wyrobienia i zastanawiać się, jaką treścią te normy wypełniać.
- Gdzie są specjaliści z Rządowego Centrum Legislacji czy Biura Legislacji Sejmu, którzy powinni pilnować, aby politycy prawa nie psuli?
- Niestety, szczególnie na poziomie prac w parlamencie specjaliści są zwyczajnie ignorowani. Kiedy pracowano nad ustawą o dopalaczach czy grach hazardowych, politycy nawet nie dawali dokończyć im zdania. W podobny sposób, tylko trochę na mniejszą skalę, działa rząd. Ustawy są tworzone przez tzw. urzędników merytorycznych, czyli nie prawników, ale urzędników, którzy zajmują się konkretną dziedziną.
- Widzi pan szansę na zmianę tej niedobrej sytuacji?
- Obawiam się, że w sytuacji, w której państwo kontroluje niemal każdą dziedzinę życia obywateli, czymś wręcz niemożliwym jest ogarnięcie tego wszystkiego nawet przez najsprawniejszą administrację. Jeżeli chcemy poprawy jakości prawa, musimy drastycznie ograniczyć jego ilość.
Mikołaj Barczentewicz
Ekspert Fundacji Obywatelskiego Rozwoju