Najpierw rozprawił się z Żydami, u których był zadłużony, potem z papieżem, którego legalność podważył, a na koniec wziął się za swojego największego wierzyciela, czyli zakon templariuszy, którego liderów spalił na stosie. W ten sposób upiekł - i to dosłownie - kilka pieczeni na jednym ruszcie. Zlikwidował problem wierzycieli, zyskał nowe środki, a także skierował nienawiść społeczną ku rozmaitym wewnętrznym wrogom. A także przestrzegł swoich rodaków, jak kończą realni, potencjalni i wydumani wrogowie władzy czy po prostu ludzie, którzy zapominają, że król ich kocha.
Model działania króla Filipa w rozmaitych konfiguracjach i natężeniu powielany był w dziejach wielokrotnie. Szczególnie jednak często gniew ludu kierował się przeciwko Żydom i księżom katolickim. Przyczyny tego są dość oczywiste. Żydowska klasa średnia w miastach, podobnie jak proboszczowie po wsiach, dbała o swój majątek, dobrze nim gospodarowała, oszczędzała, co w oczywisty sposób budziło wściekłość tych, którzy uważali, że na majątek taki zasługują, ale nie chce im się zbyt długo o niego starać. A ostatecznie obrabowanie parafii czy spalenie sklepiku jest dużo szybszą, choć nieuwzględnianą w podręcznikach biznesu, metodą zarobkowania niż inwestowanie czy oszczędzanie przez pokolenia.
Taki gniew ludu często służy władzy. Dzięki niemu Austriacy pozbyli się części polskiego niepodległościowego ziemiaństwa i duchowieństwa podczas rzezi galicyjskiej w 1846 roku. Dzięki niemu carat odwracał uwagę społeczną od swoich problemów w czasie rewolucji 1905 roku, kiedy to tworzono czarne sotnie i nakręcano antyżydowskie pogromy. A z kolei w takiej dalekiej Indonezji gniew ludu obracano przeciwko mieszkającym tam Chińczykom, w Turcji przeciwko Ormianom, w Meksyku znowu przeciwko klerowi katolickiemu i tak dalej.
Gniew ludu ma jednak tę wadę, że lubi się wyrywać spod kontroli, albo że trzeba nim obejmować coraz większe grupy społeczne. My więc w Polsce wraz z premierem gniewaliśmy się na zbrodniczych PiS-owców, krwawych kibiców, cynicznych biznesmenów z NFI, a teraz na proboszczów pasibrzuchów. A jak to nie wytarczy? Przy okazji kryzysu w koalicji premier zapewne weźmie się za kolejną grupę. Chłopów. Rząd powinien zaproponować teraz likwidację KRUS, a zawsze sprzyjająca mu gazeta publikować teksty o tym, że ceny rosną przez spekulantów - rolników. Może polityka miłości nie wyszła, ale w końcu od miłości do nienawiści tylko krok.