Migalski: Tusk to wywar z żabiego skrzeku

2010-03-07 10:37

PiS jest jak chłopak pozornie mniej atrakcyjny, ale nad ranem wychodzi z dyskoteki z najładniejszą dziewczyną, bo jest lepszy od wypielęgnowanego modnisia, który okazuje się kretynem - mówi Marek Migalski

"Super Express": - Rozpoczął się kongres PiS. Kto będzie szefem partii i dlaczego Jarosław Kaczyński?
Marek Migalski: - Punkt dla "Super Expressu" za zjadliwy dowcip!

- Mylimy się?
- Nie. Ze względów organizacyjnych, ideowych i historycznych jedynym realnym liderem i spoiwem partii jest Jarosław Kaczyński.

Patrz też: Migalski będzie "bardzosuperhipermega posłem"

- Prezes da panu w nagrodę cukierka.
- Nie lubię słodyczy, zwłaszcza lukru. Część moich partyjnych kolegów z podlizywania się prezesowi uczyniło sposób na życie, zapewniając sobie jego przychylność, ale ja do nich nie należę. Widzę - i krytykuję - to, że do prezesa nie docierają informacje negatywne, a tych, którzy je przynoszą, sam prezes traktuje jako zdrajców. To eliminuje ludzi odważnych, którzy mówią prawdę nie po to, aby szkodzić, ale po to, aby PiS zwyciężał.

- Pan jest odważny?
- Jestem jednym z tych, którzy są wystawieni na pierwszą linię i wzięli na siebie zaszczytny obowiązek pokazywania, czym jest PO.

- A czym jest?
- Ma osobowość Janusza Palikota. Tę prawdę należy stale Polakom pokazywać. Niestety, zorientowałem się, że kopię się z końmi nie tylko po drugiej stronie, ale też wewnątrz własnego ugrupowania. Słyszałem od partyjnych kolegów, że Palikot jest już skończony i nie ma co go pompować, po czym został szefem klubu parlamentarnego PO. To frustrujące, że w PiS są ludzie, którzy tego nie rozumieją.

- Kto tego nie rozumie?
- …...

- Do pana przylgnęła łatka Palikota z PiS…
- Rozumiałem ten mechanizm w odniesieniu do polityków PO, ale przykrym zaskoczeniem było dla mnie to, że dali się na to nabrać koledzy z PiS i dziennikarze.

- Nauka porządkuje wartości, przystawia do nich szkiełko i oko, ale za oknem laboratorium hula wiatr i nie zawsze szlachetne porywy serca. Po co to panu było?
- Kusiło mnie czynne uprawianie polityki. Jestem jak ornitolog, który marzy o lataniu. Teraz rozmawia pan już z politykiem, a nie z politologiem. Jestem przez to uczciwszy od tych, którzy udają politologów, a uprawiają politykę. Znam komentatorów, którzy działają na konkretne wskazanie polityczne.

- Jakieś nazwiska?
- Nie ujawnię. Przed sądem trudno by mi było udowodnić, w jakiej formie są gratyfikowani.

- Pan miał takie propozycje?
- Podejścia robiło i PO, i PiS, a nawet SLD. Zawsze odmawiałem. To, co mówiłem, było mądre albo głupie, ale moje - przez nikogo nie suflowane. Udział politologów w życiu politycznym jest świetnym rozwiązaniem, ale tylko na jasnych zasadach. Politycy gardzą politologami, a politolodzy politykami. To nieuzasadnione. Gdyby do kooperacji między tymi środowiskami dochodziło w oparciu o uczciwość, to i nauka byłaby bliższa prawdy i polityka mogłaby lepiej realizować swoje zadania.

- To teoria. A praktyka?
- Think-tanki. Rzecz w Polsce nieznana.

- Ale jak ornitolog zamieni się już we wronę, musi krakać tak jak one…
- W USA wielu wybitnych politologów utożsamia się z demokratami lub republikanami - Fukuyama czy Huntington. To kiepski zarzut.

- Pan zaczął krakać w stadzie PiS…
- To był naturalny wybór, choć niemało nasłuchałem się na swój temat. Tomasz Lis, Tomasz Wołek czy Wiesław Władyka pluli na mnie, ile sił. Jakże się ubawiłem, kiedy swój start w wyborach z ramienia PO ogłosiła prof. Lena Kolarska-Bobińska. Zatkało ich. Zaczęli ją witać jako eksperta w świecie polityki. Tak wyglądają podwójne standardy wobec nas i wobec naszych przeciwników politycznych.

- Gdy pan wybierał, kalkulator się przydał?
- Nie ukrywam, że tak. Zarabiałem nieźle jako naukowiec, bo postawiłem sobie stumetrowy dom i jeździłem dobrym samochodem. Oczywiście jako eurodeputowany zarabiam kilkakrotnie więcej. Dodatkowo, wszedłem w bardzo ostry konflikt z przełożonym - Janem Iwankiem, który był tajnym współpracownikiem komunistycznej bezpieki o pseudonimie Piotr. Ów TW wytoczył mi proces karny, m.in. za nazwanie go ubeckim kapusiem. Jeżeli zostanę skazany nawet na drobną karę, już na dobre pożegnam się z uczeniem studentów, bo nie będę miał nieposzlakowanej opinii. A "tewulec" będzie ją miał! Ale staram się sprostać mądrości Zbigniewa Herberta: bądź odważny, w ostatecznym rozrachunku jedynie to się liczy. Za odważne przeciwstawianie się konfidentom i kapusiom oraz korporacyjnej solidarności dziś mam zaszczyt reprezentować Polskę w Europarlamencie, a mniej odważni koledzy z uczelni muszą nadal znosić mobbing przełożonych i zarabiają mniej ode mnie. Fajnie jest być odważnym.


- Wbrew partii ujął się pan za Anitą Gargas wyrzucaną z TVP. To też odwaga?
- Po prostu mówię swoim głosem - nie jestem pudłem rezonansowym tych, którzy uważają się za ważniejszych czy mądrzejszych.

- A układ z SLD w telewizji?
- Romansowanie z czerwonymi nam się nie opłaci. Ani na obecnym etapie, ani to wyobrażane sobie np. przez Michała Kamińskiego, czyli zawarcie oficjalnego małżeństwa.

- Oficjalnie w PiS nie ma frakcji, a tu słyszę, że jest nawet ostry konflikt.
- Jedność jest wartością samą w sobie. Teraz mamy kongres i wszystko się ułoży. Platforma tylko czeka, aż skoczymy sobie do gardeł. Nie doczeka się.

- To co z tą koalicją z lewicą?
- Byłby to koniec PiS jako partii niosącej idee. Rozumiem taktyczne porozumienia, ale taki trwały sojusz przeczy naszej i ich tożsamości. Wyborcy muszą mieć pewność, że głosując na Migalskiego nie dostaną Senyszyn, a zamiast Kaczyńskiego Napieralskiego. Nie będę budował przyszłości z tymi, którzy uważają Jaruzelskiego za bohatera, chcą usuwać krzyże ze szkół i legalizować aborcję. Co byłoby spoiwem takiej koalicji? Tylko chęć władzy.

- PiS robił już "rewolucję moralną" z ludźmi, których Jarosław Kaczyński miał za niegodnych…
- PiS zapłacił za sojusz z populistami przegraną w wyborach. Ale warto było. Bo udało się zbudować rudymenty IV RP. Teraz trzeba dokończyć robotę. Tylko nie z komuchami. Lepperem i Giertychem można było manipulować - byli łatwi do ogrania. Dziedzice Kiszczaka są zbyt dobrymi graczami.

- Czyli Janusz Śniadek, jako gość honorowy waszego kongresu, ma pokazać, że stoicie tam, gdzie stała Solidarność, a nie tam, gdzie ZOMO?
- Zaproszenie Śniadka to symboliczny dowód, że pochodzimy z dziedzictwa Solidarności. Dla mnie ważne jest, kto skąd przychodzi - czy był bity, czy bił.

- PO też przyznaje się do dziedzictwa Sierpnia. Nie wolałby pan latać z tymi ptakami, które mają więcej swobody w kluczu? W PO trwają teraz prawybory…
- To kpina. Jedyną formą rywalizacji w tych "prawyborach" jest wychwalanie kandydatów. Za krytykę wylatuje się z partii na zbity pysk. Jeżeli Tusk zmieni zdanie i wystawi swoją kandydaturę, wszyscy tam odetchną z ulgą.

- Ich lider bryluje w sondażach, a od waszego opinia publiczna odwróciła się. Jeśli chcecie wrócić do gry, może trzeba postawić na nowszy model?
- Przestańmy rozmawiać o tym, na kogo zamienić Kaczyńskiego. Rozmawiajmy o tym, jak przedstawić Kaczyńskiego, aby Polacy zrozumieli, że to ten sam człowiek, który wspaniale wygrał pięć lat temu. Polityka się spersonalizowała - ludzie oceniając partie oceniają osobowości liderów.

- Polacy już ocenili waszego lidera. Po co odgrzewać to, co zostało z uczty?
- Jest pan w błędzie. Nasz lider niesie jasny przekaz: w naszej formacji nie ma Misiaka, Mira, Zbycha czy ludzi, którzy mówią o Polsce, że to dziki kraj.

- Tylko że Jarosław Kaczyński jest jak Mick Jagger, który kiedyś ostro skakał po scenie, ale teraz to sympatyczny szalony dziadek - nikt mu nie odbiera zasług, ale jego pomysły powinni rozwinąć młodsi.
- Zrobienie z Jarosława Kaczyńskiego politycznego emeryta to kolejne marzenie Platformy.

- Naprawdę wierzy pan, że PiS jeszcze raz zatriumfuje?
- Całej wódki nie wypijesz, wszystkich kobiet mieć nie będziesz, ale starać się trzeba.

- A reelekcja Lecha Kaczyńskiego. Też zachowuje pan jurny optymizm?
- Na miejscu PO nie otwierałbym jeszcze szampana, chyba że jest gotowa wypić go na smutno. Musimy się sprężyć i pokazać dorobek tej prezydentury.

- Dorobek? Polityka wschodnia to jawna klęska! Na Litwie i Ukrainie sojusz z nacjonalistami pomiatającymi polską mniejszością, w Gruzji postawienie na człowieka, który chowa się przed własnymi obywatelami, fiasko twardej polityki wobec Rosji…
- PiS i Kaczyński są prawdziwymi dziedzicami jagiellońskiej koncepcji Giedroycia i Mieroszewskiego, w odróżnieniu od błędnej koncepcji Radka Sikorskiego, który chce budować naszą przyszłość w oparciu o koncepcje piastowskie i Niemcy.

- Wałęsa budował Japonię bez Japończyków, Tusk - Irlandię bez Irlandczyków, a bracia Kaczyńscy - imperium Jagiellonów bez Jagiellonów…
- Pozostanę z panem w sporze.

- To proszę wyjaśnić, dlaczego jeden Tusk ma większe poparcie niż dwóch Kaczyńskich?
- Tusk zaczarował Polaków. A my musimy pokazać, że to tylko wywar ze skrzeku żabiego, pajęczyny i odchodów osła. PiS jest jak chłopak pozornie mniej atrakcyjny, ale który nad ranem wychodzi z dyskoteki z najładniejszą dziewczyną, bo w istocie jest lepszy od wypielęgnowanego modnisia, który po bliższym poznaniu okazuje się kretynem. Jesteśmy brzydsi, ale mamy ciekawsze osobowości. Z dobrym skutkiem ćwiczyłem ten wariant w czasach studenckich.

Marek Migalski
Eurodeputowany PiS, politolog