- To tak, jakby klub z polskiej ligi mówił Leo Messiemu, żeby ogłosił, że chce grać w naszej Ekstraklasie, a później jeszcze przeszedł testy sprawnościowe i dopiero po tym ktoś podejmie decyzję, czy może u nas grać – mówi „SE” były opozycjonista.
- Mimo, że wszyscy zdają sobie sprawę z jego pozycji, to padają przedziwne, niezrozumiałe pomysły. Na przykład żeby zadeklarował, czy chce startować, a później się zobaczy, czy dostanie poparcie – tłumaczy Frasyniuk. - Grzegorz Schetyna i inni politycy opozycyjni powinni udać się do Tuska z konkretną propozycją. Powinien być kandydatem całej opozycji, również lewicy – dodaje.
Wszystko jednak wskazuje, że nie ma na to większych szans. Lewica zapowiada bowiem, że bezdyskusyjnie wystawi swojego kandydata, a w niedzielę nieformalnie swoją kampanię rozpoczął prezes PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz (38 l.).
Nie ma też pewności, czy na start zdecyduje się sam Donald Tusk. Swoją decyzję ma ogłosić 2 grudnia, ale do walki o prezydenturę nie zachęcają go systematycznie zamawiane przez jego współpracowników badania opinii. Wskazują one bowiem, że były premier ma w Polsce spory elektorat negatywny, a przez pięć lat jego przewodniczenia Radzie Europejskiej wyborcy przestali go już postrzegać jako poważnego gracza na polskiej scenie politycznej.
Mimo wszystko zwolennikiem startu Tuska jest także Radosław Sikorski (56 l.). - Byłoby dobrze gdyby wrócił i przywrócił Polsce znaczenie międzynarodowe, a urzędowi prezydenta powagę – mówi w rozmowie z „SE” były minister spraw zagranicznych i dodaje, że jego zdaniem były premier na start w wyborach ostatecznie się skusi. - Ciągnie wilka do lasu. Myślę, że perspektywa odebrania Polski Kaczyńskiemu go nęci – przewiduje Sikorski.