Losy komisji, która miałaby się zająć rosyjskimi wpływami w Polsce, właśnie się ważą. Najpierw projekt przegłosował Sejm, potem zawetował go Senat, następnie przepadł na komisji sejmowej. Teraz projekt znów ma trafić do Sejmu. Sęk jednak w tym, że poważne wątpliwości co do funkcjonowania komisji mają prawnicy. Zgodnie z zapisami ustawy, osoba uznana za uleganie rosyjskim wpływom, nie mogłaby pełnić państwowej funkcji przez dziesięć lat. Co ważne, od opinii komisji nie ma możliwości odwołania się. Opozycja jest pewna - komisja ma powstać tylko po to, by "dopaść Tuska". - Patokomisja, która zbierze się ledwo kilka razy, bat na opozycję, temat przegrzany. W dodatku niekonstytucyjna, sprzeczna z prawem międzynarodowym i ze zdrowym rozsądkiem. Cyrk, w którym powinniśmy zostawić ich sam - powiedział rzecznik PSL Miłosz Motyka.
Z informacji "Gazety Wyborczej" wynika, że spore wątpliwości co do ustawy ma mieć również Andrzej Duda. Oficjalnie prezydent nie zabrał na ten temat głosu, ale z nieoficjalnych informacji wynika, że może nie podpisać tej ustawy bądź wysłać ją do Trybunału Konstytucyjnego.