Trzeba być cierpliwym
Chyba żaden polityk opozycyjny nie miał tak złej prasy w mediach opozycyjnych jak Schetyna w czasach, gdy rządził Platforma Obywatelską. Wyśmiewano go, obrażano, porównywano do kelnera w przybrudzonym fartuchu oferującego frytki usmażone na nieświeżym oleju. Wydawało się, że wystarczy się Schetyny pozbyć i – czary mary – PO zacznie wygrywać, a PiS podkuli ogon i czmychnie skowycząc.
Czas brutalnie zweryfikował te naiwne rachuby. Następca Schetyny, Borys Budka okazał się lekarstwem gorszym od choroby i zaprowadził Platformę na skraj upadku. Donaldowi Tuskowi udało się powstrzymać zagładę, partia pod jego przywództwem okrzepła, ale trudno powiedzieć, by poprowadził ją do efektownego zwycięstwa. Ofiarą blitzkriegu Tuska stał się nie Jarosław Kaczyński, lecz Szymon Hołownia, który spadł na dalsze miejsce w partyjnym peletonie. Natomiast rządząca prawica nadal ma kilka-kilkanaście procent przewagi nad Platformą Obywatelską. Czyli dokładnie jak za czasów Schetyny.
W innych kwestiach jest nawet gorzej. Schetynie udało się w wyborach do europarlamentu zmontować zjednoczony blok opozycji, który tylko o włos przegrał z prawicą. Dziś Tuskowi zbliżenie z reszta opozycji jakoś nie wychodzi. Schetyna działał subtelniej, był bardziej elastyczny, Tusk jest partyjnym „nacjonalistą”, z którym się trudniej porozumieć. A mówiąc wprost – jest po prostu nielubiany przez swych partnerów.
Wynik następnych wyborów jest sprawą otwartą. Choć wydawałoby się, że gaszący niezliczone kryzysy PiS powinien stać na przegranej pozycji, tak wcale nie jest. Jeśli Tuskowi nie uda się odsuną Kaczyńskiego od władzy, jego przywództwo zostanie zakwestionowane. A o przyszłości PO będzie wtedy decydował nie kto inny jak Grzegorz Schetyna - polityk cierpliwy, obecnie nieco skryty w cieniu, ale w samej Platformie wciąż potężny i popularny. To on będzie rozdawał karty.
Igor Zalewski