Tusk nie kandyduje - eksperci komentują

2010-01-29 7:06

Decyzję premiera komentują socjolog dr Rafał Chwedoruk, współzałożyciel Platformy Obywatelskiej Maciej Płażyński oraz publicyści Paweł Wroński i Piotr Semka.

Platforma chce całej władzy

"Super Express": - Premier Tusk zapowiedział wycofanie się z walki o prezydenturę. Zaskoczenie?

Dr Rafał Chwedoruk: - Do pewnego stopnia tak, ale wbrew pozorom jest w tym pewna logika. Wpisuje się jednak w plan Platformy, którego istotą jest zdobycie pełni władzy. Politycy PO wiedzą, że ich program społeczno-gospodarczy jest raczej społecznie niepopularny. Uderzałby w wiele grup. I jedyną szansą na wprowadzenie ich pomysłów w życie jest zdobycie całości władzy. A w polskich warunkach to dość trudne. Planem PO jest więc zmiana konstytucji i być może zmiana ordynacji wyborczej. Pozwoli to prawnie i ustrojowo utrwalić system supremacji Platformy na scenie politycznej. Oczywiście w przypadku Tuska pojawia się podejrzenie, że za chwilę ogłosi powrót do walki o prezydenturę. Zostawił sobie furtkę, bo ostateczna decyzja ma zapaść w maju. Twierdzę jednak, że na 90 proc. nie wystartuje w wyborach.

- Czy jego decyzja nie jest jednak ryzykowna? Zawiedzie wielu wyborców, którzy upatrywali w nim prezydenta.

- Platforma doszła do wniosku, że słabszym ogniwem jest rząd, który opiera się wyłącznie na popularności Tuska. Jego odejście mogłoby więc grozić klęską. Szansę na prezydenturę ma z kolei każdy inny kandydat wysunięty przez PO. Jedynym realnym jest dziś zapewne Bronisław Komorowski. Nie ma prawdziwego zaplecza w partii, nie wchodzi do wąskiej grupy dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Z tego względu będzie dla Tuska w miarę bezpieczny. Dla PO większym ryzykiem byłoby oddanie rządu w niepewne ręce. Po klęsce politycznej Schetyny nie widać tam człowieka, który mógłby go zastąpić w roli premiera. Trudno też uciec od wrażenia, że swoją rolę w tej decyzji odegrała afera hazardowa. Zmieniła sytuację i waga jej wpływu jest chyba niedoceniana. Można spekulować, czy gdyby nie wybuch tej afery, Donald Tusk podjąłby decyzję o wycofaniu się ze startu.

Przeczytaj koniecznie: Tusk nie chce być prezydentem

- Na pewno podjąłby ją w innym momencie, a nie w trakcie przesłuchania Drzewieckiego, w które wycelowane miały być wszystkie kamery.

- To akurat zaskakuje najmniej. Dziwne byłoby to, gdyby Tusk ogłosił to np. w niedzielę wieczorem. Platforma przyzwyczaiła nas już chyba do rozmaitych PR-owskich sztuczek, przykrywania mniej lub bardziej poważnymi wydarzeniami rzeczy niezbyt korzystnych dla rządu. Rzadziej robił to premier, częściej były to wygłupy posła Palikota.

- Popularność szefa rządu zużywa się jednak szybciej niż prezydenta. W przypadku problemów Tusk nie będzie mógł pełnić roli parasola nad rządem, na co mógłby liczyć w roli prezydenta.

- Takie problemy, np. gospodarcze, mogą być dla niego realnym zagrożeniem. Wbrew pozorom Tusk nie jest jednak politykiem kalkulującym na chłodno, słuchającym się doradców. To człowiek lubiący polityczne ryzyko, co pokazały jego dotychczasowe działania. Pamiętajmy, że w 2005 roku PO była niemal pewnym koalicjantem PiS. Odrzucił to i podjął próbę walki o całą pulę. Podobnie wcześniej - jako członek Unii Wolności, partii zakorzenionej w elitach i mediach - podjął ryzyko wyjścia i narażenia się na atak. Dziś postępuje dokładnie tak samo, decydując się zagrać o wszystko.

Dr Rafał Chwedoruk

Politolog, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego


Premier dokładnie przemyślał decyzję o rezygnacji

"Super Express": - Dlaczego Tusk nie chce być prezydentem?

Paweł Wroński: - Z kilku powodów. W roli premiera Tusk przekonał się, jakie są możliwości jednego i drugiego urzędu. To szef rządu ma realne możliwości wprowadzania zmian w kraju. Prezydent może je tylko blokować. Kandydat Tusk niesie też ze sobą wiele zagrożeń dla przyszłości jego partii. Przede wszystkim dezorganizacji rządów w czasie kampanii oraz problem schedy po liderze po ewentualnym zwycięstwie. PO musiałaby znaleźć nowego przywódcę i premiera, a to naraziłoby ją na poważne perturbacje. Nie wierzę też w długotrwałe współdziałanie prezydenta Tuska z premierem z tej samej formacji. To nigdy nie prowadziło do dobrych efektów, czego przykładem była "szorstka przyjaźń" między Kwaśniewskim a Millerem. Dlatego porzucił dawne ambicje.

- A jeśli zmieni zdanie?

- Nie zmieni. Tusk dokładnie przemyślał tę decyzję. Jest ona zakotwiczona w politycznym planie konstytucyjnym Tuska, który chciałby przekształcić ustrój na kanclerski.

- Kto będzie kandydatem "zastępczym"?

- Być może Bronisław Komorowski. Doświadczony, o świetnej karcie opozycyjnej. Nie można mu wypominać "dziadka z Wehrmachtu", ale można przypomnieć, że jego krewnym był komendant główny AK Tadeusz "Bór" Komorowski. Był też niezłym ministrem obrony.

Patrz też: Gowin: Komorowski czy Sikorski? Ten drugi "odpowiedniejszy

- A Radosław Sikorski byłby zbyt niezależny od premiera...

- Też dobra kandydatura. Myślę, że nie byłby politykiem krnąbrnym wobec rządu. Prezydent niewiele może bez politycznego zaplecza. Gdyby Sikorski próbował konkurować z premierem, nie miałby szans. Obstawiam Komorowskiego.

- Jak decyzja Tuska wpływa na szanse Lecha Kaczyńskiego?

- Zanim Platforma znajdzie odpowiedniego kandydata, notowania obecnego prezydenta zapewne będą rosły. Wycofanie się Tuska obniża jednak status rywalizacji. To już nie są zawody ekstraklasy, ale II liga. Co więcej, jeśli Kaczyński przegra nie z liderem, ale jego zastępcą, dla PiS będzie to katastrofą. Ostateczna rozgrywka nastąpi w wyborach parlamentarnych 2011. I Tusk chciałby ją prowadzić jako szef partii i rządu.

Paweł Wroński

Publicysta "Gazety Wyborczej"

 


Tusk może wrócić, grożąc Kaczyńskimi

"Super Express": - Jak pan zareagował na deklarację premiera?

Piotr Semka: - Premier nie powiedział słów "nie kandyduję". Przestrzegałbym więc przed traktowaniem tej decyzji jako ostatecznej. Łatwo można sobie wyobrazić konferencję w połowie maja, na której Tusk zmienia zdanie ze względu na "realne zagrożenie reelekcją Kaczyńskiego".

- Załóżmy, że jest to decyzja ostateczna...

- Wtedy będziemy mogli ją ocenić dopiero w końcu jesieni tego roku, gdy przyjdą wybory samorządowe. Jeśli PO przegra, wywoła to falę głosów, że źle się stało, iż Tusk nie wystartował. Jeśli wygra, będą mówić, że Tusk dobrze ocenił mocną kondycję Platformy. Kto wie, może za 10, 15 lat będziemy go porównywali do byłych kanclerzy RFN Adenauera i Kohla, którzy z funkcji kanclerskiej uczynili instytucję.

- Wystąpienie premiera zbiegło się z zeznaniami Drzewieckiego przed komisją hazardową.

- I skutecznie przykryło kompromitujące dla PO przesłuchanie. To ukazuje dwa oblicza tej partii: PO, której szef kreśli obrazy rozwoju gospodarczego na dziesięciolecia, oraz PO, która do tego stopnia drży przed zeznaniami swojego polityka, że dziwnym trafem wyznacza termin wystąpienia premiera właśnie na czas zeznań.

Przeczytaj koniecznie: Tusk wybierze prezydenta

- Jakie mogą być reperkusje decyzji premiera dla jego partii?

- Jeśli w najbliższym czasie premier potknie się o jakieś wewnętrzne spory partyjne, popełni gafę albo rozpocznie się walka o władzę w PO, ten styczniowy poranek będziemy wspominać jako początek końca Tuska. Chodzi o to, w jakim kierunku pójdzie jego kariera: silnej władzy kanclerskiej czy raczej okaże się kimś, kto nie dostrzegł w porę swej szansy.

- Kto będzie kandydatem Platformy w wyborach prezydenckich?

- To może podzielić PO na frakcje obstawiające różnych kandydatów. Wprawdzie Grzegorz Schetyna zaklina się, że zarząd partii zarekomenduje jednego kandydata, ale sam podał dwa nazwiska: Komorowskiego i Sikorskiego.

- Jednocześnie rosną szanse Lecha Kaczyńskiego...

- Tak. Bracia Kaczyńscy to widmo prześladujące Tuska. Ten uraz widoczny był w wystąpieniu, gdy mówił: "Ich jest dwóch, a ja jestem sam". Jeśli szanse Kaczyńskiego pójdą w górę, wróżę dwa warianty: Tusk powraca albo Platforma wyciąga Cimoszewicza, który mówi: "Nie chcę, ale muszę".

Piotr Semka

Publicysta "Rzeczpospolitej"


Teraz uważnie obserwujmy aferę hazardową

"Super Express": - Zaskoczyła pana decyzja Donalda Tuska?

Maciej Płażyński: - To niespodzianka. Przez lata budował przekonanie, że jego celem jest zwycięstwo z Kaczyńskim w wyborach prezydenckich. Pod to ułożono działanie rządu i partii. Jako premier Tusk też był bardziej kandydatem in spe niż szefem rządu. Nie dawał twarzy reformom, nie angażował się w ryzykowne działania.

- Wycofanie się to dobre posunięcie?

- To, że chce się skupić na realnej władzy i roli premiera, jest pozytywne. Szkoda tylko, że nie podjął tej decyzji wcześniej. Ten brak konsekwencji kosztował Polskę dwa lata w procesie reformowania kraju. Dla PO każdy wybór był jednak trudny. Tusk kandydujący to walka o schedę. Niekandydujący to zużywanie się premiera i rządu. Niestety, jestem w stanie wyobrazić sobie, że to tylko trik i za kilka miesięcy Tusk wróci walczyć o prezydenturę. Bo naród go prosi, bo partia chce tylko jego, bo okoliczności…

- Ten trik zadziałał. Konferencja kompletnie odwróciła uwagę od zeznań "Miro" Drzewieckiego przed komisją śledczą.

- Dlatego moment ogłoszenia decyzji oceniam negatywnie. Tak kluczowa decyzja nie powinna być elementem przykrywania innego wydarzenia. Świadczyłoby to o marnym stylu uprawiania polityki oraz tym, że PO ma wiele do ukrycia podczas przesłuchań. Tym bardziej uważnie powinniśmy teraz obserwować samą aferę hazardową.

Patrz też: Tak Drzewiecki grał przed komisją (ZDJĘCIA!)

- Kto zastąpi Tuska jako kandydat?

- O ile decyzja jest ostateczna, to wskazałbym tylko Bronisława Komorowskiego. Ktoś spoza pierwszej ligi PO zostałby odrzucony przez partię. Takie ugrupowanie nie może sobie pozwolić na wysunięcie np. Radka Sikorskiego, bo jest dla partii kimś obcym. Po usunięciu rywali Tusk ma w PO personalny problem, nie mając nikogo, kto mógłby go zastąpić w roli premiera bądź prezydenta. Kaczyński ma bliźniaka, który go w jednej z tych ról wyręcza.

Maciej Płażyński

Współzałożyciel Platformy Obywatelskiej, były marszałek Sejmu