Gajek zeznawał wczoraj przed sejmową komisją śledczą ds. afery Amber Gold. Z jego zeznań wynika, że instytucje państwowe zamiast zatrzymać przestępczy proceder, działały wolno i nieskutecznie. Mimo nagłośnienia, sprawa się wlokła. - Składaliśmy zawiadomienia, zderzaliśmy się ze ścianą. Może wynikało to z charakteru tych spraw. Były złożone, niespotykane w starym systemie. Prokuratura odrzuca, umarza. Ciągle z tym walczyliśmy - mówił Gajek. Wiceszef KNF nie dostrzegł również woli rozwiązania sprawy u Tuska i jego współpracowników. - To były bardzo trudne relacje, te spotkania się nie odbywały - opowiadał. Co ciekawe, Gajek sugerował, że za aferą nie stał jedynie Marcin P. - Świadomość, że jest coś specyficznego w Amber Gold, pojawiła się w 2011. Budziło zdziwienie, że firma, która coś tam kombinuje, bierze się za wielkie interesy lotnicze. (.) Za tą firmą może coś stać, to nie drobny cwaniak, który chce oszukać parę osób - zeznawał wiceszef KNF.
W tej piramidzie finansowej Polacy powierzyli oszustom 850 mln zł. Zdecydowana większość z tych pieniędzy zniknęła, zabezpieczono jedynie 43 mln zł. Marcinowi P. i Katarzynie P. grozi do 15 lat więzienia.
Zobacz: Będzie śledztwo ws. nocnego wejścia Misiewicza do CEK NATO