"Super Express": - W Platformie Obywatelskiej w modzie jest teraz nawoływanie do powrotu do korzeni. Co prawda w tym iście archeologicznym zacięciu nie ustalono jeszcze, jak owe korzenie wyglądały. Pojawiają się różne koncepcje, ale niektórym odmawiana jest legitymizacja do ich wygłaszania. Tak oto Donald Tusk twierdzi, że Jarosław Gowin nie może mieć o takich sprawach pojęcia, bo go wówczas w Platformie nie było. Pan był współzałożycielem tej partii i zna pan Donalda Tuska jak mało kto, więc pytam: który z tych prominentnych polityków PO ma rację?
Paweł Piskorski: - Merytorycznie - oczywiście Gowin. Słuszności jego diagnozy nie podważa to, że dołączył do partii znacznie później. Ale niczego nowego nie odkrył. W niedzielę miną cztery lata od czasu, kiedy Andrzej Olechowski ogłosił swoją decyzję o odejściu z PO. Swoje zarzuty wobec partii zamieścił w liście - jego treść pozostaje aktualna do dzisiaj.
- Czyli?
- Zarzut stosowania polityki ciepłej wody w kranie zamiast poważnego reformowania kraju. Zarzut obsadzania stanowisk "swoimi". Zarzut decydowania o partii w sposób scentralizowany. To wszystko jest zaprzeczeniem ideałów, które składały się na rzeczony korzeń Platformy Obywatelskiej - partii, która powstała w kontrze do sposobu uprawiania polityki przez AWS i SLD. Jednak Platforma już całkowicie zaprzeczyła swoim podstawom - odeszła od haseł wolnorynkowych. Niskie podatki, podatek liniowy, uzdrowienie finansów publicznych, ubezpieczenia emerytalne oparte na wolnym rynku, a nie na ZUS, czyli niewypłacalnym molochu... - o tym już nie ma mowy.
- Temu jest winny Tusk? A może tu nie chodzi o czynnik ludzki, tylko po prostu... nie dało się?
- Co to znaczy: nie dało się? To jest świadoma zmiana polityki przez Tuska, bo - po wyeliminowaniu wszystkich rywali - ze współtwórcy Platformy stał się jej udzielnym władcą. Kiedy tworzyliśmy Platformę, mówił: koniec z sytuacją, w której w zadymionych pokojach kilkuosobowe grono decyduje o tym, kto będzie na listach kandydatów. Koniec! Minęło dwanaście lat i Donald sam się zamknął w takim pokoju - decyduje, kogo wyrzucić, kogo przyjąć... Gdzie tu można mówić o winie zewnętrznej? Powtarzam: to świadoma decyzja. Ja rozumiem, że kryzys może spowodować, że się nie da w tej chwili wprowadzić podatku liniowego. W porządku, ja to akceptuję. Ale mamy też takie sytuacje: w 2012 r. wybuchła afera z obsadą stanowisk przez ludzi z PO, ich rodziny i znajomych, w spółkach Skarbu Państwa i instytucjach rządowych lub samorządowych. Wówczas Tusk w odpowiedzi na oburzenie mediów powiedział, że jesienią przedstawi program uzdrowienia tej sytuacji. Po jesieni przyszła zima, teraz zaś kończy się wiosna, idzie lato... i gdzie ta reakcja, gdzie jakiś program merytorycznego doboru kadr? Nic z tego. A przecież to są praktyki, przeciw którym protestowaliśmy, tworząc Platformę. Jednak one zostały zaadaptowane do własnych potrzeb - właśnie tak teraz działa Platforma. Właśnie to powoduje bardzo duże zniechęcenie do Platformy, co widać po wynikach przedterminowych wyborów w różnych zakątkach kraju.
- Ostudźmy emocje: było, minęło. Może premier się opamiętał i stąd to hasło powrotu do korzeni?
- Jak zobaczę, to uwierzę.
- Więcej optymizmu!
- No to przyjrzyjmy się temu "powrotowi do korzeni"... W sferach, o których wspomniałem - podatek liniowy itp. - nic się nie dzieje, natomiast wraca temat likwidacji subwencji dla partii politycznych. Rzeczywiście, za tym byliśmy od początku. Ale ważny jest kontekst.
- Co pan ma na myśli?
- Platforma w ciągu ostatnich lat wzięła najwięcej pieniędzy i ponoć ma odłożone na kontach ponad 60 milionów złotych. Cel jest taki: PO zostaje z tą kwotą, a nikt więcej żadnych pieniędzy nie dostanie.
- O Jarosławie Kaczyńskim zwykło się mówić, że jest największym wrogiem PiS i najlepszym sprzymierzeńcem PO. Może czas tak samo spojrzeć na Tuska - że swoją polityką podbija sondaże PiS?
- W obydwu przypadkach jest to i prawda, i... nieprawda. Merytorycznie nie służą swoim partiom, ale z drugiej strony dla dużej części elektoratu są największymi zaletami tych partii.
- Tylko komu może podobać się Tusk, który nie spełnia obietnic?
- To dopiero teraz staje się widoczne. W ostatnich wyborach do parlamentu Tusk nadal podobał się sporej części społeczeństwa jako obrońca przed powrotem do władzy PiS. I dopiero teraz - po sześciu latach jego rządów - zaczyna się poważne zaglądanie w dorobek: co po sobie zostawia, jak będzie wyglądać system emerytalny po jego rządach, jak ma wyglądać służba zdrowia, jak wygląda pozycja coraz bardziej biednych samorządów, jak wyglądają finanse publiczne z największym długiem w historii Polski zamiatanym pod dywan w postaci różnych funduszy, jak np. fundusz drogowy... Polacy nie pytali o to po czterech latach i dlatego Tusk - jako niewątpliwie sprawny, potrafiący rozmawiać z ludźmi, przebojowy polityk - wygrywał wybory.
- Wierzy pan w przewrót pałacowy w PO? W ratunek okrętu przez zamianę kapitana?
- Absolutnie nie dzisiaj. W przyszłości jest to możliwe. Ale dopiero w sytuacji, kiedy Tusk będzie jeszcze bardziej zużyty niż dzisiaj. Zresztą - to ważne - on też dlatego przyspiesza wybory.
- Boi się, że za rok jego sytuacja byłaby gorsza?
- Właśnie. Dzisiaj Tusk wewnątrz partii zwycięstwo ma w kieszeni. Kandydowanie Gowina i Schetyny jest dla niego nawet wygodne, bo gdyby kandydował sam, a by się okazało, że np. 30 proc. głosów to skreślenia jego nazwiska, to by była wizerunkowa klęska. Rywalizacja z Gowinem i ze Schetyną jest budująca i, co nie bez znaczenia, odwraca uwagę od niewygodnych kwestii.
- Tymczasem Grzegorz Schetyna udziela koncyliacyjnych wywiadów...
- Grzegorz Schetyna przez długi czas był egzekutorem wyroków, które wydawał Donald Tusk - był jego prawą ręką w usuwaniu niewygodnych ludzi z PO. Ani nie ma czystego sumienia, ani nie powinien mieć złudzeń, że skoro Tusk teraz wydał wyrok na niego, to zmieni zdanie. Widocznie jednak ma takowe złudzenia, bo wygłasza te wiernopoddańcze teksty. A przecież wie, że jego szef jest osobą bardzo pamiętliwą i zaciętą. Poza tym Tusk jest inteligentny i zdaje sobie sprawę, że w końcu nastanie kres jego epoki. Nie widzi w roli swojego następcy Schetyny, więc nie ma po co się z nim dogadywać.
- Kto będzie po Tusku?
- Moim zdaniem hodowanym następcą był Sławek Nowak. Ale w momencie, w którym wybuchła kompromitująca go aferka, to nie wyobrażam już sobie tego, aby stanął w przyszłości na czele PO - będzie prowokował do dowcipów i kpin, a nie poważnego myślenia o polityce.
- Więc kto?
- W PO trwa wojna wyniszczająca. Gdy tylko się pojawi jakaś kandydatura, to natychmiast druga strona daje przecieki do mediów, ujawnia kompromitujące rzeczy. Z kolei inne kandydatury odpadają w sposób naturalny, np. Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ze względu na jej - mówiąc delikatnie - bardzo skromne sukcesy w Warszawie i bardzo prawdopodobne odwołanie ze stanowiska w wyniku referendum nie jest dobrym kandydatem na następcę. Zatem kto jeszcze? Ewa Kopacz? No, być może. Jednak ona z kolei jest oceniana jako słaby minister. Choć na bezrybiu i rak ryba.