Andrzej Stankiewicz: Tusk celowo zwleka z publikacją raportu

2011-07-14 4:00

Czy mamy kolejną odsłonę konfliktu Grzegorz Schetyna - Donald Tusk? Na to pytanie odpowiada Andrzej Stankiewicz, publicysta Newsweeka.

"Super Express": - Marszałek Schetyna znów uderza raportem w premiera Tuska. Kiedyś nie podobała mu się jego reakcja na raport MAK, a dziś zwłoka z publikacją raportu Millera.

Andrzej Stankiewicz: - I w obu przypadkach Schetyna tłumaczy się, że to tylko przejęzyczenie. Trudno mi w to uwierzyć. Tamta wypowiedź była interpretowana jako element jego rozgrywek z premierem. Pozycja Schetyny była wtedy osłabiona, może nawet myślał, że jego dni w PO są już policzone. Dlatego próbował swą pozycję dyskontować wobec Tuska. Natomiast obecna wypowiedź to pokłosie gier, które toczą się w partii wokół raportu oraz list wyborczych. Schetyna stara się podkreślić swą pozycję, bo zależy mu na miejscach dla swoich ludzi.

- A może się tak niecierpliwi, bo zna już treść raportu?

- To prawda. Od momentu, gdy premier otrzymał raport, ani razu nie wystąpił publicznie, bo nie chce być o niego wypytywany. Wśród polityków PO chodzą wieści, że przygotowuje się do reakcji na publikację raportu i stąd ta zwłoka. A Schetyna pewnie wie, co w nim się znajduje i że po publikacji Tusk dostanie rykoszetem. Wprawdzie to urzędnicy (np. z MON) będą odpowiedzialni, ale ci podlegają przecież premierowi. Im szybciej więc ujawnienie raportu nastąpi, tym Tusk będzie miał mniej czasu na to, by się przygotować i go propagandowo rozegrać.

- Schetyna nie wie, że to broń obosieczna? Przecież jak się dostanie Tuskowi, to i Platforma może stracić w wyborach.

- Wie pan, ze Schetyną jest trochę tak jak z Ziobrą w PiS. Marszałek nie ma do końca interesu w tym, by PO była zbyt silna albo osiągnęła samodzielną większość w wyborach. Jeśli PO odniesie zdecydowane zwycięstwo, to cały splendor spadnie na Tuska. Premier już teraz sonduje w partii i elektoracie, czy może sobie pozwolić na pozbycie się z PO nawet tych najważniejszych. Zbyt silny Tusk nie leży w interesie Schetyny. Marszałek wolałby, by PO współuczestniczyła w rządzeniu.

- Kogo wspiera w tym konflikcie prezydent?

- To Schetyna był tym politykiem z czołówki PO, który w kampanii prezydenckiej najbardziej pomagał Komorowskiemu. Premier się ociągał, z różnych względów politycznych było mu obojętne, kto wygra - Kaczyński czy Komorowski. Jeśli więc komuś w PO prezydent sprzyja - to Schetynie. Sporo na to wskazuje. Np. jego wypowiedź z "Newsweeka", że to prezydent będzie decydował, kto zostanie premierem po wyborach. Odebrano to jako prztyczek w nos premiera i sygnał, że w pewnych okolicznościach Komorowski mógłby mianować Schetynę.

- Kto dysponuje większą siłą - duet prezydent-marszałek czy premier?

- Wszystko zależy od wyniku wyborów. To, co dziś obserwujemy w PO, jest rozgrywką o to, jak będzie wyglądał klub parlamentarny po wyborach. Wszystkie ostatnie transfery Platformy mają ją poszerzyć w kierunku lewej strony. Bo tylko elektorat lewicowy jest do wzięcia. A poza tym Tusk wchłania polityków lewicy, bo boi się koalicji z SLD, która osłabi jego pozycję. Stara się też tak ułożyć listy wyborcze, by jak najmniej ludzi związanych ze Schetyną weszło do Sejmu. Bo jeśli frakcja marszałka będzie za silna, to może on wraz z prezydentem premiera ogrywać.