Przełom 1992 i 1993 roku nie należał do spokojnych czasów w polityce, zanosiło się na wcześniejsze wybory parlamentarne. 29 stycznia doszło do manifestacji ugrupowań prawicowych, podczas której przed Belwederem spalono kukłę "Bolka". Liderem ruchu przeciwko Lechowi Wałęsie (73 l.) był Jarosław Kaczyński. Jak wspomina w autobiografii, władza nie była bierna, przeciwnie - "przeciwdziałała i to na różne sposoby". Pojawiły się m.in. plotki o homoseksualizmie Kaczyńskiego. Oskarżenia - jak pisze prezes PiS - miały swoje źródło w Pałacu Prezydenckim. Zdarzały się też jednak rzeczy o wiele groźniejsze - próby zamachu na życie. "Ciągle mieliśmy telefony o bombach. Trzeba było podejmować decyzje, że mimo ostrzeżeń nie wychodzimy, nie przerywamy spotkania" - wspomina prezes PiS, który wówczas stał na czele Porozumienia Centrum.
To nie było tylko zastraszanie. W Elblągu w sali, gdzie miał przemawiać Kaczyński, znaleziono ampułki z mieszaniną gazów. "W drzwiach wewnątrz budynku - a cały budynek (...) był wypełniony ludźmi - znaleziono ampułki z gazem binarnym. Tak usytuowane, że gdyby drzwi zamknięto, zostałyby zmiażdżone. Wtedy połączone substancje zaczęłyby gwałtownie dymić. Nieunikniona stałaby się panika i bez wątpienia tragiczne skutki" - pisze Kaczyński.
Innym razem Tadeusz Kopczyński, kierowca Kaczyńskiego, zwrócił mu uwagę, że opony dziwnie miękną, a samochód ściąga na bok. Okazało się, że opona jest przebita i to profesjonalnie, tak by pękła w czasie szybkiej jazdy. "Wypadek i to ciężki jest w takiej sytuacji gwarantowany. Sprawa była później przedmiotem śledztwa, które oczywiście skończyło się na niczym" - zapamiętał Kaczyński.
Kilka lat później, także w drodze do Elbląga, Kaczyński miał wypadek. Ktoś odkręcił śrubę w kole jego auta, na skutek czego samochód dachował. Z tej groźnej sytuacji prezes PiS wyszedł bez szwanku.
Czytaj też: Zamach w Stambule. Trzech zamachowców wysadziło się w powietrze [ZDJĘCIA]