"Super Express": - Do Polski na szczyt Trójmorza przyjeżdża prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump. Czego spodziewa się pan po tej wizycie?
Rafał Trzaskowski: - Przede wszystkim bardzo cieszy, że prezydent USA docenił Polskę i tę część Europy. Spodziewam się potwierdzenia gwarancji bezpieczeństwa, wynegocjowanych jeszcze przez rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, a potwierdzonych podczas szczytu NATO już za rządów PiS w 2016 roku. Wizyta Donalda Trumpa cieszy tym bardziej, że w kampanii wyborczej obecny prezydent wyrażał dość ambiwalentny stosunek do wspierania sojuszników NATO. Jako głowa państwa prowadzi politykę kontynuacji dotyhczasowej linii amerykańskiej. I bardzo dobrze, że najpierw spotyka się z nami, a dopiero potem z prezydentem Władimirem Putinem. Jest tylko jedna rzecz, która smuci.
- Jaka?
- Tak ważna dla naszego bezpieczeństwa wizyta powinna łączyć wszystkich ponad podziałami. Tymczasem polityków opozycji na spotkanie z prezydentem USA zapraszają nie polskie władze, a amerykańska ambasada. Niestety, prezydent Duda nie potrafił wznieść się ponad interes własnego obozu politycznego. To rzecz wręcz niebywała.
- Skoro o podziałach politycznych - z kręgów PO-PSL, szeregowych polityków, zaprzyjaźnionych publicystów słychać głosy, że to nieważna wizyta, że spotyka się "nieważny prezydent USA Trump" z "nieważnym prezydentem Polski Dudą". Spotykania polityków PO z Obamą były "ważniejsze"?
- Każda wizyta prezydenta Stanów jest dla Polski i jej bezpieczeństwa bardzo ważna. Niezależnie od podziałów politycznych, tego, kto w danym kraju sprawuje rządy. Natomiast głosów publicystycznych nie zamierzam komentować, nie mają jednak one większego wpływu na realną politykę.
- Pojawiły się też jednak głosy, np. Andrzeja Olechowskiego, w których pobrzmiewa niepokój, że wizyta Trumpa w Polsce będzie niejako w kontrze do Unii Europejskiej?
- Tu faktycznie istnieje ryzyko tego, co zrobi propaganda Prawa i Sprawiedliwości. Rząd PiS poniósł kompletną klęskę na niwie polityki europejskiej. Gabinet Beaty Szydło rozmawia z wieloma przywódcami, jednak - co pokazało chociażby głosowanie nad wyborem przewodniczącego Rady Europejskiej - niewiele to przynosi. I istnieje ryzyko, że PiS do celów propagandowych będzie usiłował przedstawić sukces w postaci wizyty Donalda Trumpa jako przeciwwagę dla porażki na niwie europejskiej. Możemy spodziewać się, że pisowska propaganda zacznie mówić: "co tam Europa, skoro liczą się dobre stosunki z USA".
- Może słusznie?
- Nie, to kompletna mrzonka. Im słabsza będzie pozycja Polski w Unii Europejskiej, tym mniejsze znaczenie będzie mieć nasz kraj dla Stanów Zjednoczonych. To prosta zależność.
- Ale przecież prezydent USA przybywa na szczyt państw Trójmorza, będącego sztandarowym projektem rządu PiS. Więc sukces?
- Twierdzenie, że Donald Trump przybywa do Warszawy z uwagi na szczyt Trójmorza, byłoby naiwnością. Prezydent USA przyjeżdża akurat teraz dlatego, że może spotkać wielu przywódców w jednym miejscu i o jednym czasie, jest to po prostu wygodne. Koncepcja Trójmorza jest anachroniczna, XX-, a nawet XIX-wieczna. Przekonanie, że kluczową rolę w Europie odegra sojusz Polski z krajami jak Bułgaria czy Czechy, jest z góry skazane na niepowodzenie. Oczywiście z krajami tymi należy współpracować, pamiętać jednak należy, że w wielu sprawach interesy są też rozbieżne. A prawdziwą siłę Polsce zapewni gra w pierwszej lidze, z krajami takimi jak Niemcy czy Francja. Tam nas pod rządami PiS nie ma. Dlatego dobrze, że Donald Trump przybywa do Polski, to ważny gest, jednak jeśli chcemy się liczyć, nie możemy zaniedbać polityki europejskiej.
Zobacz także: Janusz Korwin-Mikke: Jak nie walczyć z nepotyzmem?