Super Express: Kiedy Pani się zorientowała, że nie jest heteroseksualna?
Hanna Gill-Piątek: Dorastałam na przełomie lat 80. i 90., kiedy etykietki nie były jeszcze takie ważne. To, że oprócz chłopaków podobały mi się też koleżanki, nie było niczym stresującym. Myślę, że o wiele gorzej mieli moi homo- czy biseksualni koledzy, bo to rzeczywiście narażało na ostracyzm. A dwie dziewczyny idące za rękę nie budziły agresji, raczej obleśne komentarze. To były paradoksalnie czasy większej wolności, kiedy byliśmy zapatrzeni w Zachód i jego wzorce.
Jaka była Pani pierwsza reakcja na swój biseksualizm?
To się wtedy jeszcze tak nie nazywało, przynajmniej ja nie znałam takich pojęć. Myślę, że także granice nie były aż tak ostre jak dziś, kiedy mogłabym określić się bardzo precyzyjnie jako "heteroflexible", czyli osobę mającą więcej pociągu do mężczyzn niż do kobiet, ale jednak biseksualną. Dorastałam ze świadomością, że moje koleżanki szukają tego jedynego, a ja być może będę mieć tę jedyną. Tak się nie stało, ale mogło się stać.
Jaką wiedzę miała Pani na temat różnych orientacji seksualnych, zanim odkryła swoją?
Na półce w rodzinnym domu było sporo literatury, a ona jak Pani pewnie się spodziewa, była pełna wątków z antyku, również tych odbiegających od mieszczańskiej moralności. Była też "Sztuka kochania" Wisłockiej i jakieś inne pozycje o ambicjach popularnonaukowych, gdzie był opisywany homoseksualizm. Owszem jako dewiacja, ale poza tym dość rzeczowo. Miałam szczęście, że dorastałam w środowisku, gdzie modne byłe czytanie. Wymienialiśmy się książkami, wśród nich były i te wykraczające poza heteroseksualną normę - Genet, Gombrowicz, Witkacy. Wiedzieliśmy, że Konopnicka czy Dąbrowska kochały kobiety. Ale nie było internetu, ani też szerokiego środowiska, które mogłoby mi dostarczyć kompletną wiedzę.
Czy miała Pani problem z akceptacją swojej orientacji? Jeśli tak, co pomogło?
Czułam się wręcz wyróżniona, w końcu oprócz tej męskiej połowy ludzkości dane mi zostało również zainteresowanie tą drugą, kobiecą. Dziś nawet nie wyobrażam sobie, przez co przechodzą zaszczuwane dzieciaki, które muszą ukrywać się nawet we własnych domach. To horror, co fundują im dorośli. W imię swoich politycznych wojen urządzają im piekło na ziemi. Chciałabym żyć w kraju, gdzie orientacja czy tożsamość płciowa nie jest żadną znaczącą sprawą, po prostu jest i już. To pomogłoby uniknąć wielu tragedii.
ZOBACZ TAKŻE: Gwiazdor "Dzień dobry TVN" w nietypowy sposób wspiera Miesiąc Dumy LGBT+. Będziecie zaskoczeni tym, co przygotował
Jakie miała podejście Pani do outowania się - czy czuła Pani taką potrzebę, czy raczej uważała to za niepotrzebne?
W młodości pozostawiałam swoją orientację w sferze prywatnej - wiedziało najbliższe otoczenie, ale też niespecjalnie się z nią ukrywałam. Dopiero kiedy zaczęłam działalność publiczną, stawiając pierwsze kroki w lokalnym stowarzyszeniu, pewnego dnia poszłam na Paradę Równości. Powód był prozaiczny - Lech Kaczyński, ówczesny prezydent Warszawy, próbował zakazać i Parady, i działań mojego stowarzyszenia. Poszłam z rodziną i znajomymi z Partii Zielonych. Wtedy pierwszy raz poczułam, że wśród tych kolorowych, radosnych ludzi jestem u siebie. Akceptowana cała, obojętnie kogo kocham.
W jakim wieku wyoutowała się Pani rodzinie? Jak przebiegła rozmowa (rozmowy)? Czy bała się Pani reakcji któregoś z członków rodziny?
Usamodzielniłam się wcześnie i chyba nigdy nie miałam takiej rozmowy. Moja orientacja stała się przez moment tematem dla mediów, kiedy weszłam do polityki. Trwała wtedy kampania prezydencka i nagonka na osoby LGBT+, więc ówczesny poseł Czarnek wykrzyczał do mnie w TVP, że osoby takie jak ja "nie są równe ludziom normalnym". On swoje ugrał, został kontrowersyjnym ministrem, Andrzej Duda wygrał wybory, a tysiące osób skrzywdzonych tymi słowami zostały z tym same. Wtedy musiałam wytłumaczyć swoim bliskim, że nie powinni się przejmować hejtem i groźbami pod moimi postami w social mediach, bo to tylko trolle. Czyli bardziej niż siebie musiałam wyoutować przed rodziną, jak działa dzisiaj polityka - że nienawiść kupuje się dziś w internecie jak cukierki w sklepie i używa jej do brudnej gry.
Czy doświadczyła Pani bifobii ze strony otoczenia albo też zinternalizowanej bifobii?
Może Panią zaskoczę, ale to zdarzyło się dopiero kiedy weszłam do polityki. Nie chodzi nawet o głupie odzywki ministra Czarnka wtedy w studio, ale o stosunek kolegów bardziej zasiedziałych w sejmowych ławach. Świat poszedł już bardzo do przodu. W brytyjskiej Izbie Gmin jest 50 wyoutowanych osób LGBT, zresztą najwięcej w Partii Konserwatywnej. I to jej przedstawiciele wprowadzili w Anglii małżeństwa jednopłciowe, by chronić rodziny. Przykłady z cywilizowanego świata można mnożyć. A w Sejmie niektórych konserwatywnych kolegów nadal przeraża wizja, że mogliby startować w wyborach z jednej listy z osobami otwarcie przyznającymi, jaką mają orientację. Pomimo, że prywatnie deklarują "tolerancję".
Dlaczego reprezentacja osób LGBT+ w mediach, polityce, popkulturze itp. jest istotna? Czy gdy odkrywała Pani swoją orientację, były postacie, które inspirowały Panią do bycia sobą i akceptacji siebie?
Jestem wdzięczna wszystkim osobom, które w Polsce dokonały coming outu w życiu publicznym. Jeszcze bardziej podziwiam te, które przez lata budowały organizacje walczące o prawa osób LGBT+. Wszystkie one są dla mnie ważne i nie potrafię tu kogoś wyróżnić. Dziś marsze równości idą przez całą Polskę, w Radomsku, Sanoku, Miliczu. Grubo ponad połowa Polaków chce związków partnerskich, prawie połowa - równości małżeńskiej. To zasługa ludzi, którzy nie bali się stanąć i powiedzieć: dość!
Uważa Pani, że powinny zostać wprowadzone związki partnerskie, czy może równość małżeńska? Dlaczego?
Wg badań PAN około 50 tysięcy dzieci wychowuje się w Polsce w tęczowych rodzinach. Choćby z tego powodu warto dać już sobie spokój z tymi podziałami, które segregują dziś dzieciaki na lepsze i gorsze. Ostatnie badania pokazują dobitnie, że jeśli pytamy Polaków w sposób rzeczowy o to, jak rozwiązać problemy par i rodzin jednopłciowych, deklarują otwartość na związki partnerskie czy nawet małżeństwa. I mam nadzieję, że kiedyś jako politycy wreszcie to po prostu załatwimy, choć te same badania mówią, że w Parlamencie zasiadają osoby o wiele bardziej konserwatywne niż reszta społeczeństwa.
Co Panią najbardziej złości w polskiej debacie o społeczności LGBT+?
Szkodzą tu politycy tacy jak otoczenie Zbigniewa Ziobry, którzy z wypiekami na twarzy wyciągają jakieś obsceniczne obrazki czy chwalą się zdjęciami z wakacji w San Francisco ze "sklepów mięsnych tylko dla LGBT". Ale w Sejmie widzę już dużą przychylność do wprowadzenia związków partnerskich. Ostatnia deklaracja Donalda Tuska wiele tu zmienia. Niestety idzie to zdecydowanie zbyt wolno.
Czego brakuje w obecnej debacie publicznej poświęconej społeczności LGBT+?
Spokoju i rzetelności. Mamy wspaniałe badania pokazujące, jak żyją w Polsce osoby LGBT+, jakie są ich troski i problemy. Mamy świetną sieć organizacji pozarządowych. I mamy przerażające statystyki mówiące, że ponad połowa takiej młodzieży myśli o samobójstwie, a kiedy ci ludzie dorosną, w większości marzą o emigracji. To ponury obraz Polski, kraju ostatnio oficjalnie uznanego za najbardziej nieprzyjazny osobom LGBT+ w całej Unii Europejskiej.
Od kiedy i w jaki sposób uczyć dzieci o społeczności LGBT+?
Na szczęście dotarcie do społeczności nie jest dziś trudne, jeśli ktoś tego potrzebuje. Natomiast konieczna jest kompleksowa edukacja seksualna, która przygotowuje nastolatki na doświadczenie wchodzenia w dorosłość. Ta nauka powinna poprzedzać moment, w którym część z nich odkrywa swoją odmienną orientację czy tożsamość płciową, a rówieśnicy nie zawsze wiedzą, jak na to reagować. Szczególnie ważna jest rola psychologa, który powinien być w każdej szkole i pomagać w rozwiązywaniu problemów. No ale tego w Polsce nie mamy, mamy więc tragedie, hejt i samobójstwa.
7 sierpnia 2020 roku był przez niektórych nazywany “polskim Stonewall”. Z perspektywy czasu - słusznie, czy może jednak “polski Stonewall” dopiero przed nami?
Wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu były na pewno momentem buntu i emancypacji. Ludzie, na których tygodniami wylewano w mediach publicznych nienawiść tylko z powodu tego kim są, zareagowali sprzeciwem. Dziś kończą się procesy w tej sprawie i widzimy, jak polityczne tło tych wydarzeń było podobne do Stonewall. Ten sam polityczny motyw, rozkaz zatrzymania nie za rzeczywiste wykroczenia, lecz samo posiadanie np. torby w kolorach tęczy. Wolę, żeby nigdy się to nie powtórzyło, ale kiedyś przyjdzie czas rozliczenia tych, którzy faktycznie byli odpowiedzialni za te wydarzenia.
Pride Month dotarł do Polski stosunkowo niedawno. Dlaczego jest potrzebny?
Pride Month to okazja do przypomnienia, że jesteśmy inni, ale tak samo tworzymy polskie społeczeństwo. Jesteśmy rodzicami, przedsiębiorcami, naukowcami, spotykacie nas codziennie w pracy, w sklepie, w przychodni. Żyjemy jak inni, choć w wielu względach jest nam trudniej. Nie wiem zresztą, jakby wyglądał świat bez komputerów stworzonych przez Turinga, choć i bez dzieł Oskara Wilde'a czy Czajkowskiego na pewno byłby gorszy. Tworzymy PKB, płacimy podatki, czemu nie możemy mieć w Polsce równych praw? Mam nadzieję, że tego się kiedyś doczekam.