Trump i Zełenski

i

Autor: EPA/PRESIDENTIAL PRESS SERVICE HANDOUT HANDOUT, PAP Zełenski o rozmowie z Trumpem: bardzo symboliczne spotkanie, które może stać się historycznym.

Wywiad "Super Expressu"

Ekspert nie ma złudzeń: Trump nie zakończy wojny w Ukrainie. Putin wciąż wierzy w zwycięstwo

2025-05-31 5:11

Rosja nie porzuciła swoich imperialnych ambicji, a Donald Trump – mimo obietnic – nie ma ani narzędzi, ani politycznej woli, by zakończyć wojnę w Ukrainie. O kulisach konfliktu, roli USA, Europy i potencjalnym scenariuszu zawieszenia broni mówi w rozmowie z „Super Expressem” dr Daniel Szeligowski, główny analityk ds. Ukrainy w PISM.

Spis treści

  1. Putin nie zmienia celów – wojna trwa mimo niepowodzeń
  2. Donald Trump nie zatrzyma Putina – brak narzędzi i woli
  3. Rosja gra na wykrwawienie Ukrainy
  4. Moskwa wykorzystuje chaos w Białym Domu
  5. Dla Ukraińców Trump nie jest już sprzymierzeńcem
  6. Europa próbuje hamować Trumpa, ale to za mało

Putin nie zmienia celów – wojna trwa mimo niepowodzeń

„Super Express”: - Przez kampanię wyborczą zginęła nam trochę z radarów sprawa wojny w Ukrainie. Gdzie dziś jesteśmy po trzech i pół miesiącach prób zaprowadzenia pokoju przez Donalda Trumpa?

Dr Daniel Szeligowski: - Przede wszystkim, mamy pełną świadomość tego, że Rosja nie zmieniła swoich celów wojennych. Wiosną 2022 r. chciała podbić całą Ukrainę i dokładnie do tego samego dąży wiosną 2025 r. Z drugiej strony, nie ma już chyba też żadnych iluzji, że Donald Trump nie jest w stanie zakończyć tej wojny ani w 24 godziny, ani w 30 dni, ani w 100 dni. Ma niewiele instrumentów wpływu na Rosję, a tych, które ma, nie wykorzystuje ze względu na brak jak na razie woli politycznej. I po trzecie wreszcie, prysnęły chyba iluzje w Europie co do tego, że ten konflikt uda się załatwić szybko i bez jej zaangażowania. W wielu europejskich stolicach naprawdę było wiele nadziei, że Trump i Putin porozumieją się ws. zawieszenia broni i Europa będzie ciągle mogła spać spokojnym snem. Tak się jednak nie stanie.

Donald Trump nie zatrzyma Putina – brak narzędzi i woli

- Mówi pan o aktualności maksymalistycznych celów Putina. Czy to jest trochę zasługa Donalda Trumpa, że te cele stawia sobie ciągle tak wysoko? Można było bowiem odnieść wrażenie, że w pewnym momencie nieco je urealnił i to amerykański prezydent znów pozwolił mu mieć wielkie marzenia.

- Moim zdaniem, rosyjskie cele nigdy się nie zmieniły mimo niepowodzeń na froncie. Od początku celem strategicznym Putina jest pełne podporządkowanie sobie Ukrainy. Natomiast jeżeli zejdziemy poziom niżej, to taktyczne cele wojenne, czyli środki do osiągnięcia celu strategicznego, kształtują się następująco – po pierwsze, rozbiór terytorialny Ukrainy, po drugie, zawrócenie jej zachodniego kierunku polityki zagranicznej, po trzecie, daleko idące rozbrojenie Ukrainy, które miałoby zostawić ten kraj na pastwę Rosji, i po czwarte, zmiana władzy w Kijowie, czyli pozbycie się prezydenta Zełenskiego, bo dla Putina to kwestia osobista.

- Trump niewiele zmienił?

- Wydaje się, że czynnik Trumpa pojawił się w rosyjskich kalkulacjach już pod koniec 2024 r. W tym sensie, że pojawiło się na Kremlu przekonanie, iż z Donaldem Trumpem te cele wojenne będzie można osiągnąć łatwiej, bo będzie on bardziej przychylnie patrzył na rosyjskie interesy w regionie.

- Kreml w tych kalkulacjach chyba się nie pomylił.

- Myślę, że i tak i nie. Z jednej strony rosyjskie nadzieje dotyczące szybkiego porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi w Rosji już prysły. Niemniej z drugiej strony pojawiło się przekonanie, że Trump nie jest jednocześnie skłonny do tego, by wywierać presję na Rosję. W tym kontekście zgadzam się, że Trump ośmielił Putina. Na Kremlu zdano sobie sprawę z tego, że rosyjskie działania na Ukrainie są w dużej mierze bezkarne, spotykają się co najwyżej z połajankami Trumpa w mediach społecznościowych, ale nie spotykają się, co istotne, jak na razie z żadnymi realnymi konsekwencjami.

- Trump rzeczywiście co jakiś czas napisze o szaleństwie Putina lub o tym, że zawiódł na nim, ale rosyjskie rakiety nadal spadają na miasta ukraińskie. Mówi się o tym, że Rosjanie będą chcieli przypuścić też atak na obwód charkowski, z którego zostali wypchnięci w 2022 r. Czeka nas otwarcie nowego frontu?

- Spodziewam się, że Rosjanie zintensyfikują ataki wzdłuż całej linii frontu latem tego roku, żeby mieć o wiele lepszą pozycję wyjściową do negocjacji, wykrwawić armię ukraińską i sterroryzować ukraińską populację. A przy tym zakładają pewnie, że to doprowadzi do napięć między Stanami Zjednoczonymi i Europą, bo ciągle brakuje jednolitej amerykańsko-europejskiej odpowiedzi, a nawet wizji tego jak działać wobec Rosji. Z rosyjskiego punktu widzenia czas gra korzyść Moskwy, dlatego też widzimy bezceremonialne próby przeciągania rozmów pokojowych.

Rosja gra na wykrwawienie Ukrainy

- Rosja ma w ogóle potencjał, żeby przeprowadzić dużą ofensywę na wielu frontach i spróbować przełamać gdzieś front na tyle, żeby wedrzeć się dużo głębiej w terytorium Ukrainy?

- Trudno odpowiedzieć mi na pytanie, czy ma wystarczający potencjał, by przełamać front i osiągnąć coś więcej niż tylko lokalne taktyczne sukcesy. Natomiast z pewnością ma potencjał wystarczający do tego, żeby nękać Ukraińców, podkopywać ich morale i dalej osłabiać ukraińską pozycję negocjacyjną. Tak, zawieszenie broni prędzej czy później nastąpi, ale im dłużej trwa ta wojna, tym to zawieszenie broni może być na warunkach gorszych dla strony ukraińskiej, bo horyzont zakończenia wojny jest mimo wszystko dla Ukrainy krótszy niż dla Rosji.

Moskwa wykorzystuje chaos w Białym Domu

- Wiele się mówi o tym, że ścierają się w Białym Domu różne strategie. Są jastrzębie, którzy no chcą bardziej przycisnąć Rosję, ale nikt ich nie słucha. I są ludzie pokroju Steve’a Witkoffa, którzy jadą do Moskwy, dostają zapewnienie, że Putin modlił się za Trumpa, kiedy ten padł ofiarą zamachu w czasie kampanii wyborczej. Przywożą prezydenty od Putina ze sobą i wychwalają go pod niebiosa. Putin skutecznie okręcił ich sobie wokół palca?

- Co do Witkoffa, wpływowej postaci tej administracji, to okazuje się, że bycie deweloperem to jedno, a prowadzenie negocjacji międzynarodowych to drugie. Zwłaszcza jeżeli po drugiej stronie siedzą wytrawni negocjatorzy, jakimi są Rosjanie. Ale nawet jeżeli Witkoffa niejako odłożymy na bok, to myślę, że żaden inny amerykański negocjator nie przywiózłby wiele więcej pielgrzymując po prostu do Moskwy i prosząc o spotkania z Putinem. Nie chodzi tu bowiem o wymienianie się komunikatami politycznymi, uzgodnienia jakichś technicznych kwestii na niższym szczeblu. To zwyczajnie na najwyższym szczeblu w Stanach Zjednoczonych brakuje woli politycznej, by wywierać presję na Rosję. A bez tej presji wobec Rosji nie da się skutecznie negocjować z Putinem. Sama marchewka tu nie wystarczy.

Dla Ukraińców Trump nie jest już sprzymierzeńcem

- Ukraińcy liczyli na to, że nieprzewidywalność Trumpa w którymś momencie zagra na ich korzyść i kolejne afronty Putina wobec Trumpa sprawią, że ten ostatni zmieni zdanie. Jak na to dziś patrzy się w Ukrainie?

- W większości pokutuje przekonanie, że Stany Zjednoczone są już stracone jako partner Ukrainy. W najlepszym wypadku chodzi dziś o to, żeby Kijów mógł sobie zapewnić neutralność Amerykanów. Po pierwsze, by kontynuowane były dostawy broni zakontraktowane jeszcze za Bidena, które oczywiście Trump, gdyby chciał, mógłby zatrzymać. Po drugie, by kontynuowane było amerykańskie wsparcie wywiadowcze. I wreszcie, żeby Trump zgodził się sprzedawać Ukrainie broń na zasadach komercyjnych, choćby mieli za nią płacić Europejczycy. Nie ma już złudzeń, że nie uda się zaangażować Stanów Zjednoczonych w polityczne wsparcie Ukrainy przeciwko Rosji, jak robił to choćby Biden. Przeciwnie, bardzo szybko nakręcają się nastroje antyamerykańskie na Ukrainie. Trump przestał być już postrzegany jako potencjalny sprzymierzeniec.

Europa próbuje hamować Trumpa, ale to za mało

- Porozmawiajmy o Europie. Pamiętam wywiad ze znanym politologiem Ivanem Krastevem, który niedługo po rozpoczęciu kadencji Trumpa mówił, że Europie pozostaje dziś rola hamulcowego rewolucyjnych zmian amerykańskiej polityki zagranicznej, w tym pomysłów, by oddać Ukrainę Rosjanom. Pana zdaniem, w tej roli Europa się sprawdziła?

- Rzeczywiście, okazało się, że Europa ma pewien wpływ na administrację Trumpa. W rezultacie konsultacji, które miały miejsce między największymi państwami europejskimi a administracją Trumpa, część europejskich propozycji rzeczywiście została uwzględniona, a część kontrowersyjnych propozycji amerykańskich została stępiona. Jest więc potencjał europejski do tego, żeby moderować stanowisko amerykańskie. Zresztą sam fakt, że Rubio i Witkoff musieli przylecieć do Paryża, żeby rozmawiać z Europejczykami, pokazuje, że nawet jakikolwiek plan amerykański jest niemożliwy do wdrożenia bez zaangażowania Europy.

- Czyli sukces?

- To tylko jedna strona medalu. Druga jest taka, że samym moderowaniem amerykańskiego stanowiska nie wygrywa się wojny na Ukrainie. Nie da się strzelać tweetami, nie da się strzelać konferencjami prasowymi. Jeżeli brakuje amunicji czy środków obrony przeciwlotniczej, to odczuwa to wymiernie i społeczeństwo ukraińskie, i armia ukraińska.

- Europa poza konferencjami i słusznymi stanowiskami ma Ukrainie coś do zaproponowania?

- Pomoc europejska dla Ukrainy została zwiększona, ale to jest ciągle za mało. To ciągle kropla w morzu potrzeb. Jeżeli europejską pomoc zostawimy z ilością broni wykorzystywaną przez Rosję, ciągle mamy niestety przepaść. Oczywiście, Europa zmierza w dobrym kierunku, ale zdecydowanie zbyt wolno. Jeżeli trwają długie i często bezsensowne dyskusje dotyczące tego, w jaki sposób wydawać środki na zbrojenia, zamiast realnie je wydawać, to znaczy, że wcale nie ma poczucia nagłości. Dalece nie wszyscy w Europie uznają, że odstraszanie Rosji to kwestia do załatwienia na już.

- Przy tych wszystkich ograniczeniach Europy i niechęci Ameryki do pomocy Ukrainie, jak długo jest ona w stanie bronić się przed Rosją?

- Ukraina jest coraz bardziej zmęczona wojną i nie należy się spodziewać, że będzie wykrwawiać się w nieskończoność. Jeżeli zapytać dziś Ukraińców, co uznają za zwycięstwo w wojnie z Rosją, to jest to zawieszenie broni przy akceptacji obecnej linii frontu. Nie ma wątpliwości co do tego, że Ukraina w krótkim okresie nie będzie w stanie odzyskać utraconego na rzecz Rosji terytorium. Powiem więcej, z ukraińskiego punktu widzenia to będzie naprawdę korzystna sytuacja, jeżeli rok 2025 zakończy się dla nich bez dalszych strat terytorialnych.

Rozmawiał: Tomasz Walczak

Polityka SE Google News