Nie wiem, jakie intencje przyświecały autorom tego pomysłu, bo tak średnio wierzę w te oficjalnie deklarowane - zaprzestanie marnotrawienia publicznych środków na idiotyczne reklamy - ale nie podzielam oburzenia PiS.
W ostatniej kampanii prezydenckiej na telewizyjne spoty reklamowe kandydaci wydali co najmniej 10 mln zł. I czego się z nich dowiedzieliśmy? Najwyżej tego, na kogo w domu czeka żona z obiadem. Żadnej merytorycznej treści, żadnego programu, żadnego istotnego przekazu. Teraz nie wystarczy już nakręcenie filmiku z tańczącym kandydatem albo przaśną przyśpiewką. Kandydaci do Sejmu i Senatu będą musieli wyjść do ludzi i to nie tylko z jabłuszkami, ale z konkretnymi propozycjami.
Znowelizowany kodeks wyborczy preferuje polityków, którzy będą umieli objaśnić wyborcom, na czym polega konflikt Rostowskiego z Balcerowiczem o OFE. Którzy mają program dotyczący żłobków, edukacji, emerytur, budowy autostrad, finansów publicznych i służby zdrowia. Wierzę, że na zmianie prawa wyborczego zyskamy wszyscy, a przy okazji podniesie się poziom debaty publicznej. No, z tym wyższym poziomem debaty to się chyba trochę zagalopowałem.