"Super Express": - Czy pańskim zdaniem instytucje państwa zdały egzamin z katastrofy i powodzi?
- Prof. Andrzej Rychard: W krótkim czasie mieliśmy dwa skrajne wahnięcia opinii na ten temat. Tuż po katastrofie samolotu i na początku powodzi dominowała opinia, że państwo działa sprawnie. Im dalej, tym więcej było głosów krytycznych. Pierwsze, pozytywne komentarze niewystarczająco brały pod uwagę pozytywne emocje nakręcające w tragicznych sytuacjach wiele instytucji państwa. Ludzka chęć niesienia pomocy przy tragedii pozwalała nadrabiać i zasłaniać braki proceduralno-instytucjonalne. Rozsądniejsze jest jednak przyjęcie dwóch innych perspektyw czasowych. Jednej, którą określiłbym perspektywą dłuższego trwania. Dopiero po dłuższym czasie widzimy, czy państwo jest w stanie uzupełniać pewne luki i braki. Drugą jest test wyprzedzający. Dający odpowiedź na pytanie, czy jesteśmy w stanie zaradzić temu w przyszłości. Stworzyć procedury bądź priorytety, wskazać, czy lepiej budować coraz wyższe wały, czy lepiej zaprojektować poldery.
- Do tej pory tego nie robiono?
- Katastrofa smoleńska obnażyła pewną słabość państwa centralnego, skłóconego na najwyższym szczeblu. Powódź pokazała problem na poziomie samorządów i ich styku z państwem. W tej chwili zbyt wcześnie jest jednak na rzetelną ocenę. Jako obywatel wyrażam jednak nadzieję, że przynajmniej po tych katastrofach istnieje w strukturach rządowych jakaś struktura, która zajmuje się działalnością perspektywiczną. Nie poświęca czasu na wyjaśnianie przyczyn tragedii czy pomoc powodzianom, ale analizuje, czego te dwa wydarzenia uczą. Co można poprawić, jak przeciwdziałać. Gdzie widać słabe punkty bądź co zmienić systemowo. Gdyby takiej grupy nie było, to uznałbym to za skrajny błąd zaniechania.
- Czy na osłabienie państwa mogła wpłynąć niechęć do instytucji dziedziczona po czasach PRL? Pojawiła się popularność liberalnych koncepcji państwa minimum
- Wiem, że od razu uruchamia się cały podobny repertuar. Jak długo można jednak żyć takim podejściem, że nie kasując biletu w tramwajach, walczy się z komuną? Skończmy z tym. Od 20 lat mamy własne państwo. I nie wyolbrzymiałbym znaczenia koncepcji, o których pan mówi. W Polsce przywykło się przyklejać pewne etykietki, gdy tymczasem nigdy nie było aż takiej popularności państwa minimum. Polacy mieli i mają dość silne oczekiwania wobec państwa i jego aktywności.
- Problem może tkwić w tym, że wielu polityków oczekiwało przyjścia Unii Europejskiej, która załatwi pewne sprawy za nich.
- To byłaby jakaś skrajna naiwność, ale nie można tego wykluczyć. Odwróciłbym to jednak i widział w tym szansę. Obecność w Unii daje nadzieję na stworzenie systemów i instytucji, które pomogą radzić sobie bądź zapobiegać takim katastrofom w przyszłości. Nasze członkostwo będzie zresztą wymuszało szacunek dla procedur i instytucji państwa jako takiego. Polacy zawsze opierali się na mieszance wiary w to, że "jakoś to będzie" i niemalże leninowskiego prymatu kadr nad instytucjami. Funkcjonowanie w świecie unijnych instytucji wymusi na politykach i urzędnikach zmianę tego podejścia.
Prof. Andrzej Rychard
Socjolog, szef Szkoły Nauk Społecznych Instytutu Filozofii i Socjologii PAN i wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej