Przewodów - wieś w pow. hrubieszowskim

i

Autor: MS

Felieton "Połajanki malkontenta"

Tragedia w Przewodowie. Prezydent Ukrainy uznał, że "To akt rosyjskiego terroru"

2022-11-18 6:35

"W tej anegdocie zagadką pozostawała dla mnie zawsze postać Józefa Łubieńskiego, byłego kapitana wojsk napoleońskich. Nie widział, co się dzieje? Raczej niemożliwe. W takim razie musiał albo z całą premedytacją ignorować niewierność żony, albo wmówił sobie skutecznie, że to, co widzi, nie jest tym, czym się wydaje. Takie przypadki są znane" - napisał Warzecha.

Nie bądźmy jak Józef Łubieński

Czy znają państwo historię pobytu Adama Mickiewicza w Śmiełowie w Wielkopolsce podczas Powstania Listopadowego? Wieszcz trafił tam na kilka tygodni w czasie swojej podróży do Królestwa Polskiego, gdzie niby planował wziąć udział w walce, ale zdaje się, że za bardzo mu się nie chciało. I, jak wiadomo, ostatecznie do powstania nie trafił. W Budziszewku, tuż obok, mieszkała sobie z mężem Józefem śliczna Konstancja Łubieńska, z którą Mickiewicz wdał się w romans, zdaje się, że dość płomienny. Romans z czasem przerodził się w długotrwałą przyjaźń.

W tej anegdocie zagadką pozostawała dla mnie zawsze postać Józefa Łubieńskiego, byłego kapitana wojsk napoleońskich. Nie widział, co się dzieje? Raczej niemożliwe. W takim razie musiał albo z całą premedytacją ignorować niewierność żony, albo wmówił sobie skutecznie, że to, co widzi, nie jest tym, czym się wydaje. Takie przypadki są znane.

Zdaje się, że z jednym z nich mamy do czynienia w relacjach polsko-ukraińskich: to ślepota na dość oczywiste różnice interesów między Warszawą a Kijowem. Tak bardzo nie chcemy ich przyjąć do wiadomości, że udajemy, że nie istnieją. W pełni objawiło się to przy okazji tragicznego zdarzenia w Przewodowie. Dziś wiemy już, że nie zaatakowali nas Rosjanie. Dwóch polskich obywateli zabiła ukraińska rakieta.

Ukrainy nie sposób za to winić. To ona jest ofiarą napaści, uruchamia swoją obronę przeciwlotniczą, a na wojnie błędy, także tragiczne, niestety się zdarzają. Kiedy fakty – po wspólnych badaniach ekspertów polskich i amerykańskich – podali najważniejsi urzędnicy polskiego państwa, Kijów powinien był po prostu przyjąć to do wiadomości, przeprosić i zaproponować odszkodowania rodzinom ofiar. Sprawa zostałaby w ten sposób zamknięta.

Ale Kijów zachował się całkiem inaczej. Najpierw prezydent Zełeński, nie czekając na polskie ustalenia, oznajmił, że był to akt rosyjskiego terroru. Minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba grzmiał, że wersja o ukraińskiej rakiecie to rosyjska propaganda. Następnego dnia żadnych przeprosin nie było, przeciwnie – Zełeński upierał się przy swojej wersji i żądał dopuszczenia do śledztwa ukraińskich ekspertów.

Można by powiedzieć – ot, potknięcie i wpadka. Ale tak mógłby stwierdzić tylko ktoś, kto koniecznie chce być jak Józef Łubieński. To nie wpadka, to oznaka różnic interesów między Polską a Ukrainą. Właśnie sprawa Przewodowa pokazała, że choć w wielu punktach są one takie same – przede wszystkim, gdy idzie o powstrzymanie rosyjskiej ekspansji – to jednak nie we wszystkich. Ukraina bardzo by chciała, żeby Polska do tej wojny weszła, ale to nie jest w naszym interesie. I wygląda na to, że przynajmniej na razie podobnego zdania jest Waszyngton. Na szczęście.