"Super Express": - Na piątkowej konferencji Donald Tusk wezwał dziennikarzy do przyglądania się i recenzowania opozycji, powołując się na "naturalną rolę mediów". Premier zapomniał, że media są głównie od tego, żeby patrzeć na ręce władzy, a nie opozycji?
Tomasz Wróblewski: - Polityków wszystkich opcji należy recenzować i nie widzę, żeby w tych medialnych ocenach brakowało równowagi. Opozycja jest także bardzo mocno lustrowana i jeżeli przyjrzeć się pierwszym stronom gazet, np. "Gazecie Wyborczej", to widać tam wiele bardzo krytycznych komentarzy pod adresem PiS czy SLD. Rząd z natury rzeczy jest bardziej prześwietlany, bo od jego decyzji zależą warunki życia Polaków.
- Skąd u premiera to dziwne poczucie, że na opozycję się nie patrzy?
- Wszyscy politycy mają poczucie, że zbyt mocno się ich krytykuje. Wydaje mi się, że wynika to z faktu, iż czytają jedynie o sobie, zupełnie pomijając teksty o swoich konkurentach. Przez premiera najwyraźniej przemawia gorycz, bo ostatnio jest krytykowany mocniej niż przed laty. I to nie tylko przez dziennikarzy tradycyjnie mu nieprzychylnych. Także przez tych przyjaźnie nastawionych, którzy widzą mnóstwo niespełnionych obietnic. Donald Tusk czuje się zatem przytłoczony ilością krytyki.
- Powiedziałbym, że jak na premiera to przez cztery lata był raczej rozpieszczany przez media.
- Nie wiem, czy rozpieszczany. Rząd PO ciężko pracował na dobry kontakt z mediami i nieraz pokazywał znacznie lepszą umiejętność komunikowania się z dziennikarzami niż PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego bywała wobec nich arogancka i wręcz wroga. Tym większe rozgoryczenie Tuska, że tak dużo energii włożył w relacje z mediami i nie udało się tego przełożyć na dobry wizerunek rządu.
- Fala medialnej krytyki wynika przede wszystkim ze zbliżających się wyborów. Donald Tusk zapomniał, że czas rozliczeń w końcu przyjdzie?
- Zgadza się, choć nie przywiązywałbym szczególnej wagi do tego, że rząd krytykują dziennikarze. Media i tak tonują głosy krytyczne. Zwykli Polacy sami widzą, co dzieje się w ich portfelach i z zaniepokojeniem obserwują rozwój sytuacji gospodarczej. Społeczeństwo jest dużo bardziej świadome zagrożeń i jego nastroje, chcąc nie chcąc, muszą się na premierze odbijać.
- Premier wydaje się podejmować rękawicę. Ogłosił, że i on, i wszyscy jego ministrowie są gotowi do dyskusji o sytuacji w Polsce. Zastanawiam się tylko nad szczerością tej deklaracji, bo np. minister Grabarczyk jak ognia unika jakichkolwiek rozmów z mediami.
- Rzeczywiście, są ministrowie, tacy jak Grabarczyk, których trudno namówić na rozmowę. Z drugiej strony trzeba przyznać, że są też inni, jak minister Hall, którzy choć przechodzą przez trudny okres, to chętnie spotykają się z dziennikarzami. Myślę, że ta otwartość na media zależy trochę od osobowości.
- Premier wzywał do przepytywania ministrów, ale czy sam świeci przykładem?
- Istotnie premier często głosi hasła o potrzebie otwarcia się rządu na media, ale sam niechętnie udziela wywiadów. Zarówno moja gazeta, jak i "Rzeczpospolita" mają ogromny kłopot, żeby się z Donaldem Tuskiem spotkać i porozmawiać.
- To mamy ten sam problem.
- No właśnie. Premier wiele deklaruje, ale jednak kiedy przychodzi do zmierzenia się z dziennikarzami, to ogranicza się on jedynie do krótkich haseł wygłaszanych na konferencjach prasowych. To ogromny minus polityki medialnej premiera.
Tomasz Wróblewski
Redaktor naczelny "Dziennika Gazety Prawnej"