"Super Express": - Pakt fiskalny to poważny krok na drodze do wyjścia strefy euro z kryzysu?
Tomasz Wróblewski: - To czysto polityczne posunięcie, które nie ma nic wspólnego z gospodarką. Problemy strefy euro są strukturalne i wynikają z małej konkurencyjności i elastyczności gospodarek, zbyt dużych wydatków socjalnych i poważnych problemów demograficznych. Rozwiązań dla nich na pewno nie należy szukać w dalszym zaciskaniu na tych państwach pętli regulacyjnej.
- Czyje ambicje ten pakt realizuje najbardziej? Niemieckie?
- Nie tylko. Obecnie to Francji coraz trudniej utrzymać swoją pozycję w Europie. Teraz ma ostatnią szansę, by dowieść, że jest równym partnerem Niemiec i dalej narzucać Europie swoje zdanie.
- Pakt fiskalny ma wprowadzić podatek bankowy. Uratuje on unijne finanse?
- Podatek od transakcji finansowych to chyba najbardziej szalony pomysł! Na końcu i tak zapłacą za niego ci, którzy są dziś europejskiej gospodarce najbardziej potrzebni - ci, którzy oszczędzają, wkładają pieniądze na fundusze emerytalne i kupują ubezpieczenia.
- Innym przedziwnym pomysłem forsowanym przez Niemców jest ustanowienie specjalnego komisarza do kontrolowania greckiego budżetu.
- To byłoby z pewnością największe ustalenie tego szczytu. Zmieniłoby dotychczasowy kształt Unii, która odeszłaby od idei wolnego rynku i konkurencyjności w stronę głębszych regulacji i centralnego ustalania budżetu. Działoby się to oczywiście zgodnie z wartościami, jakie chcieliby Europie narzucać Niemcy.
- Przecież i tak rząd grecki nie może prowadzić swobodnej polityki budżetowej i musi wdrażać narzucane przez UE restrykcje.
- Niezupełnie. Dotąd Grecja funkcjonowała w ramach reżimu Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Powiedzmy, że była jak klient, który chce od banku pożyczyć środki na rozwój firmy. Bank wyraża zgodę, ale pod warunkiem, że klient przedstawi biznesplan i pokaże, jak pieniądze zwróci. Teraz ma być inaczej. Grecja musi się podporządkować urzędnikowi, a faktycznie Unii Europejskiej, która pod dyktando Niemiec określi wielkość greckich podatków i sposób ich wydatkowania. W interesie UE jest, by te pieniądze szły na spłatę zadłużenia i na inwestycje pobudzające ogólnoeuropejski rynek, a nie na sprawy najbardziej żywotne dla rządu wybranego w danym kraju.
- To wręcz podważa zasadność demokratycznych wyborów parlamentarnych w krajach UE.
- Tak, choć decyzje o tym zapadają również na forum Parlamentu Europejskiego, do którego wybieramy posłów. Ale faktycznie zmiana ta idzie w kierunku tego, by to nie wyborcy decydowali, jak wydawać pieniądze. Politycy konkurujący o miejsce w strukturach władzy przedstawiają swoje biznesplany, a w nich - co zrobią dla swych współobywateli. Teraz miałby to robić zewnętrzny rząd. Im większy centralizm, tym decyzje są bardziej oderwane od prawdziwych potrzeb ludzi żyjących w danym kraju.
- Może jednak taki komisarz to jedyne rozwiązanie, skoro Grecy wciąż nie realizują celów fiskalnych stawianych przez Komisję Europejską?
- A może lepiej byłoby dać Grecji zbankrutować? Gdyby nie była od dwóch lat w strefie euro (w której nigdy nie powinna się znaleźć), to drachma byłaby dziś bardzo zdewaluowana. Grecy mogliby na własną odpowiedzialność wychodzić z krachu, sprzedając wyspy i nieruchomości. Po bankructwie w 1997 roku Argentyna w ciągu pięciu lat stała się jednym z najszybciej rozwijających się państw. Wydawało się, że po krachu w 2008 roku Estonia "pójdzie pod młotek", a dziś to europejski prymus, jeśli chodzi o restrukturyzację i rozwój. Obu państwom pozwolono decydować samemu. Każdy naród, również ten zadłużony, może się rozwijać, a nawet mieć nadwyżkę. Kwestią jest tylko system, w jakim funkcjonuje. Nie dowiemy się, na co stać Greków, dopóki funkcjonują w tak sztucznym systemie, jak strefa euro. Niech spróbują od nowa.
- Na razie stanowczo odrzucają pomysł ustanowienia komisarza. A może ulegną niemieckiej presji?
- Wtedy już zupełnie nie będą musieli pracować nad swoimi finansami, bo ktoś inny weźmie za nie odpowiedzialność. Odtąd za każdą kolejną porażkę - o ile za przeciętnym Grekiem nie będzie stał cerber pilnujący, by wstał i poszedł do pracy - będą de facto musieli zapłacić Niemcy. Nakładają więc na siebie obowiązek finansowania w przyszłości wszystkich greckich błędów.
Tomasz Wróblewski
Redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"