Tomasz Walczak: Zachód nie może odpuścić na Ukrainie

2014-09-08 18:51

W prestiżowym "Foreign Affairs" amerykański politolog John J. Mearsheimer zarzuca Zachodowi, że to jego polityka jest winna temu, co się dzieje dziś na Ukrainie. Zwraca uwagę, że rozszerzenie NATO i Unii Europejskiej na Wschód oraz promocja liberalnej demokracji zbliżająca się do granic Rosji musiały sprawić, że coś w kremlowskich decydentach pęknie.

O ile jeszcze zdzierżyli pomarańczową rewolucję na Ukrainie, o tyle obalenie Janukowycza stało się kroplą, która przelała czarę goryczy. Europa, zdaniem Mearsheimera, błędnie kierowała się demokratycznym romantyzmem i zderzyła się z rosyjską Realpolitik.

Wskazując na te źródła rosyjskiej agresji na Ukrainie, amerykański politolog ma oczywiście sporo racji. Trafnie ocenia stan umysłu rosyjskiej wierchuszki, który doprowadził ją do wywołania wojny przeciwko Kijowowi. Kiedy jednak sugeruje, że czas porzucić mrzonki o westernizacji Ukrainy, bo to droga donikąd, już się myli. Być może w imię Realpolitik UE powinna była powstrzymać się przed próbą przeciągnięcia Kijowa do swojej strefy wpływów.

Zachód jednak przekroczył Rubikon i czy tego chce, czy nie stał się stroną konfliktu między Ukrainą a Rosją. Kiedy powiedziało się "a", trzeba powiedzieć też "b". Na szali jest bowiem wiarygodność Zachodu jako globalnej siły politycznej. Wycofanie się z poparcia dla aspiracji Ukraińców, uznanie ich kraju za strefę buforową między UE a Rosją to sygnał dla innych krajów, które chcą podważyć pozycję Zachodu na arenie międzynarodowej, że wystarczy trochę determinacji i machania szabelką, żeby Europejczyków i ich amerykańskich sojuszników wystraszyć.

Angażując swój autorytet w sprawę Ukrainy, Zachód wziął za ten kraj i jego przyszłość odpowiedzialność. Odpowiedzialność, która teraz wyraźnie mu ciąży. Z jednej strony wobec Kijowa nie szczędzi wielkich słów, ale w sferze praktyki w zasadzie zostawia go osamotnionego wobec rosyjskiej ekspansji. Nie przez przypadek Petro Poroszenko dzień po spotkaniu z liderami NATO zgodził się na podyktowany przez Moskwę rozejm, uznający finansowanych i wspieranych militarnie przez Rosję separatystów.

Wyraźnie w Newport nie pozostawiono mu złudzeń - my wam nie pomożemy, bo nie chcemy drażnić Putina. W najbliższych latach możecie liczyć na nasze wskazówki w kwestiach obronności. Tylko że niedługo na Ukrainie może nie być czego bronić, a wieszczony od dawna zmierzch Zachodu stanie się faktem.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail